Lublin, koniec lat dziewięćdziesiątych, późny wieczór. Na Placu Litewskim siedzi na ławce młody człowiek z magazynem "Twój weekend" w rękach. Młoda kobieta, dźwigająca ciężkie torby, łamaną polszczyzną pyta go o drogę na dworzec. Jest handlarką ze wschodniej Ukrainy, z Dnieprodzierżyńska. Mężczyzna odpowiada jej aż do śmieszności poprawną polszczyzną. Daje się wciągnąć w rozmowę, nie jest jednak zbyt wylewny; za to kobieta chętnie mu się zwierza. W końcu wyciąga prowiant, oboje jedzą kolację. Rozgrzani alkoholem młodzi tańczą, po czym dochodzi między nimi do aktu miłosnego.
Dopiero potem przedstawiają się sobie nawzajem. On ma na imię Jerzy, Ona - Oksana. Rozmowę przerywa posterunkowy, który legitymuje parę kochanków. Wtedy prawda wychodzi na jaw - oboje mają taki sam, jeszcze radziecki, paszport z sierpem i młotem. Rzekomy Jerzy, w rzeczywistości Jurko, tylko udawał Polaka, ale też jest Ukraińcem, tyle że z Ukrainy Zachodniej. Pojawia się jeszcze jeden przybysz ze Wschodu, Rosjanin o ksywce Twardziel. Bierze od dziewczyny radioodbiornik i włącza radio Moskwa, nadające akurat Beethovenovską "Odę do radości". Cała czwórka, łącznie z policjantem, dyskutuje o wspólnym europejskim domu. Przepisy są jednak przepisami - Oksana zostaje odstawiona na dworzec, a obaj panowie wędrują z policjantem na komisariat. Towarzyszy im melodia poloneza "Pożegnanie ojczyzny", która po chwili przechodzi w "Odę do radości".
Kłamczucha Ołeksandr Irwaneć napisał na początku lat dziewięćdziesiątych; uaktualniona wersja powstała w 2000 roku. Nie jest to, wbrew pozorom, jedynie obrazek z życia handlarzy. Za groteskowymi sytuacjami i dialogami kryją się pytania, które w dramatyczny sposób dały znać o sobie podczas pomarańczowej rewolucji i do dzisiaj tej aktualności nie straciły: czy Ukraińcy stanowią jeden naród i jakiego chcą państwa? Jedni bowiem widzą miejsce niepodległej Ukrainy w Europie, drugim odpowiadało życie w ZSRR, więc życzą sobie ścisłego związku z Rosją.
Konflikt znajduje odbicie w języku, który jest jednym z bohaterów sztuki. Dołączam więc do tekstu uwagi nt. przekładu. Niemal każdy ze szczegółów ma w tej sztuce symboliczne znaczenie. Warto ją wystawić, bo nie dotyczy tylko wewnętrznych spraw Ukrainy, ale przyszłości całej Europy.
dla ADiT - Jerzy Czech