W mieszkaniu profesora dzwoni dzwonek do drzwi. Profesor nie toleruje spóźnień, co staje się przyczynkiem do demonstracji władzy nad swoim asystentem. Dialog dwójki naukowców, początkowo komiczny, a wręcz absurdalny, przeradza się w seans protekcjonalności, momentami nawet sadyzmu względem podopiecznego. Pogawędki z wielkimi filozofami w tle sąsiadują ze skatologią, w tym rozmowami o wypróżnianiu (człowiek składa się wszak nie tylko z ducha i umysłu, ale i materii).
Przyczyną spotkania Profesora i Asystenta jest pogrzeb rektora uczelni i starego przyjaciela starszego mężczyzny – profesora Drozdowskiego. Asystent ze stoickim spokojem pomaga profesorowi przygotować się do wyjścia na uroczystość – kupuje mu wieniec, pisze przemowę, prasuje koszulę, słucha „belferskich” dygresji i pouczeń. Stopniowo jednak w sztuce pojawia się minorowy ton; Profesor porusza niby od niechcenia tematy przemijania, starości, cielesności, śmierci. Dochodzi do odsłonięcia innego oblicza protagonisty, umotywowanego również w przydomkach, jakie nadali sobie niegdyś profesorowie (zmarły to tytułowy doktor Jekyll, Profesor – demoniczny pan Hyde). Pod maską cynika kryje się osoba lękająca się nieznanego.
W finale Profesor kompletnie rozkleja się na wieść o tym, że na pogrzebie ma się zjawić jego dawna miłość – Żydówka, która na skutek wydarzeń marcowych opuściła Polskę i od tamtej pory los nie skrzyżował ich ścieżek. Ostatnia scena należy do Asystenta, który kradnie książki z profesorskiej biblioteczki – owe emblematy wiedzy, które okazują się nieskutecznym orężem w walce z lękiem przed śmiercią, przemijaniem. Ale Asystent jeszcze o tym nie wie.