Tytuł sztuki wziął się od słynnej, choć kontrowersyjnej metody ustawień rodzinnych Berta Hellingera. Metoda ta zakłada istnienie „pierwotnego porządku" w systemach, w tym przypadku rodzinnych. Zaburzenie reguł owego porządku obciąża rodzinę, staje się źródłem problemów u osób żyjących w następnych pokoleniach. Czy można poukładać rodzinę jak pionki na planszy – raz jeszcze, od nowa? A jeśli nawet, to czy wszystkie pionki chcą współpracować? Ustawienia rodzinne Stefana Szulca to przewrotna, niepokojąca i momentami bezlitośnie śmieszna opowieść o rodzinie w kryzysie – rozciągniętej na trzy pokolenia i rozpiętej między rzeczywistością a pamięcią, szpitalnym łóżkiem a wyobraźnią. Punkt wyjścia jest pozornie prosty: starszy mężczyzna, zbliżający się do końca życia, leży w szpitalu. Odwiedzają go lekarze, bliscy, duchy przeszłości – i własne alter ego sprzed lat.
Na scenie spotykają się: ojciec, syn, wnuk, wspomnienia i niewypowiedziane żale. Kolejne postaci wchodzą i wychodzą niczym w ustawieniach systemowych – próbując na nowo rozegrać relacje, które przez lata ulegały zniekształceniu. W tle działa chór starców – ironiczny, komentujący, przypominający, że czas nie działa na korzyść żadnego z bohaterów.
Sztuka balansuje między dramatem a groteską, konfrontuje pokolenia i ich języki: przegadany, neurotyczny monolog współczesnego ojca; milczenie starego mężczyzny; memiczno-slangowa mowa wnuka. A wszystko to po to, by zmierzyć się z jednym pytaniem: czy da się jeszcze coś naprawić, kiedy wydaje się, że już na wszystko jest za późno?
Ustawienia rodzinne to opowieść o starości, ojcostwie, przemijaniu, winie i próbie pojednania. To także spektakl o męskim dziedzictwie – tym przekazywanym z pokolenia na pokolenie, często nieświadomie, między zdaniami i spojrzeniami.
Zaskakujące, absurdalne i wzruszające – Szulc pokazuje, że nawet gdy wszystko się sypie, rozmowa wciąż może być ostatnią deską ratunku. Trzeba tylko zacząć mówić. Pełnymi zdaniami.