Cyniczny wykładowca akademicki Werner o radykalnie prawicowych poglądach oraz uciekający w miłość i literaturę melancholijny księgarz Ryszard, obaj po sześćdziesiątce, spotykają się po latach w gospodzie „Pod czeską ambasadą”, która znajduje się na drodze wyjazdowej z miasta. Spotkań jest trzy – zawsze w piątek o osiemnastej. Dawni koledzy z ławy szkolnej zajadają czeskie specjały, wypijają po jednym, dwa piwa i dyskutują. O tym co było, co jest i co będzie. Na pozór różni ich wszystko – skrajnie odmienne poglądy polityczne, podejście do pandemii Covidu, a także styl życia. Lecz łączy równie wiele. Przede wszystkim wspólna, traumatyczna szkolna przeszłość, spędzona w internacie, prowadzonym przez prowincjonalnego księdza, molestującego swoich podopiecznych. Obaj mężczyźni znajdują się w momencie, w którym odczuwają przerażającą przemijalność zdarzeń oraz upływ czasu, który czyni ich coraz bardziej niesprawnymi – fizycznie i intelektualnie – a także każe myśleć o zbliżającej się i nieuchronnej śmierci. Każdy z nich ma inne strategie na mierzenie się z tym lękiem w ich szarej codzienności, a ich spotkania pomagają im zapomnieć chociaż na chwilę, jak bardzo czują się opuszczeni i samotni. Przynajmniej do czasu.
W niemalże pustej gospodzie pobrzękuje szkło, z zaplecza słychać dźwięk tłuczenia kotletów, a zza okien przytłumiony uliczny szum. Z każdym następnym spotkaniem, a także w miarę wypitego piwa i kolejnych kieliszków śliwowicy, dawni przyjaciele z lat dziecinnych coraz bardziej rozklejają się i coraz bardziej wzbiera w nich złość oraz frustracja. Zarówno na otoczenie, jak i samych siebie. Między nimi a barem krąży rezolutna, obdarzona tyleż humorem i trzeźwym spojrzeniem, co wnikliwym zmysłem obserwacji psychologicznej czeska kelnerka. W kącie siedzi głuchoniemy, szminkujący się Piotruś, który budzi nieustanną odrazę konserwatywnego Wernera. W nostalgicznej aurze baru na rozstaju dróg, który sam zdaje się pamiętać lepsze czasy, z pozoru niewiele się dzieje. Wszystko się jednak zmieni w momencie, gdy w gospodzie pojawi się para zakochanych w sobie bez pamięci niskorosłych nowożeńców, którzy zaproszą klientów do świętowania swojego szczęścia, a także wspólnego tańca. Kto by pomyślał, że takie zaproszenie może spowodować konflikt i w efekcie zakończyć się niespodziewaną tragedią…
Peter Turrini tworzy z tajemniczej, opuszczonej gospody, w której spotykają się dawni przyjaciele, metaforyczne miejsce zawieszone między życiem a śmiercią. Opowiada o nieuchronności ludzkiego losu, nad którym – tak jak u Czechowa – wisi widmo końca w postaci strzelby, która ostatecznie będzie musiała wystrzelić… Mroczny, egzystencjalny charakter sztuki, autor okrasza jednak również iście czeskim humorem i czeską terminologią kulinarną, w naturalny sposób kojarzącą się z literacką ojczyzną Hrabala.