„Kto mniej kocha, ma więcej władzy” – powiedział kiedyś Rainer Werner Fassbinder. Tropieniu tej relacji poświęcona jest jedna z jego wczesnych sztuk. Oto Leopold Bluhm, komiwojażer w średnim wieku (aluzja do „Odyseusza XX wieku” z Ulissesa Joyca?) zawiera na ulicy znajomość z Franzem, naiwnym dziewiętnastolatkiem, którego nie bez podtekstu zaprasza do mieszkania, gdzie odgrywa rytualną scenę zalotów. Wdają się w erotyczną relację, Franz wprowadza się do Leopolda. Ale z czasem, choć wciąż łączy ich fascynacja seksualna, więź obu mężczyzn zaczyna się rutynizować i przypominać nieco znudzone sobą mieszczańskie małżeństwo, a pozornie harmonijny związek zmienia się coraz bardziej w jawną grę sadomasochistyczną i bezlitosną walkę o władzę. Franz i Leopold gubią się w wirze wzajemnych projekcji, seksualnej zależności i przemocy psychicznej. Zwłaszcza że Franz tym silniej ulega pożądaniu, im bardziej jego autokratyczny partner okazuje znużenie sytuacją. Kiedy Leopold jest w kolejnej podróży służbowej, Franza odwiedza jego była dziewczyna Anna. Oboje wracają do dawnej miłości i snują plany na przyszłość. Sytuacja się komplikuje i zaostrza, gdy w mieszkaniu pojawia się Leopold z byłą żoną Verą... Rzecz kończy się „pseudotragicznie” – groteskowym samobójstwem Franza i zawładnięciem przez Leopolda obiema kobietami w perwersyjnym trójkącie. Wymowa tragikomedii Fassbindera jest uniwersalna i wykracza poza relacje homo- czy biseksualne. Interpretuje się ją jako studium brutalności wkradającej się w stosunki międzyludzkie, jako próbę dyskursu o naturze przemocy, codziennym, niezauważalnym terrorze uczuciowym, możliwości zranienia drugiego człowieka. Sztuka stała się podstawą scenariusza filmu Françoisa Ozona Gouttes d'eau sur pierres brulantes.