Są takie osoby, które nie umieją inaczej: chcąc dobrze, wchodzą z butami w twoje życie i rozwalają je w najgorszym dla ciebie momencie, kiedy i tak się wszystko sypie. To właśnie spotyka pewną panią psycholog: pochopnie przyjęła pacjentkę na terapię, a ona niczym wirus przeniknęła do jej życia tak bardzo, że nawet włamywała się do jej prywatnej rezydencji i sypiała w jej szafie, po kryjomu obserwując swoją panią terapeutkę i w kółko wmawiając sobie: „Ona mnie zrozumie. I pokocha. Kiedyś”. Łatwo zgadnąć, że tak się nie stało…
Eugenia, rzeczona pacjentka, pielęgnuje w swojej głowie głos zmyślonego przyjaciela, który czasem przeradza się w karcący głos ojca:
„Byłaś zmęczona. Nienawidziłaś swojego życia. Swojej pracy. Nienawidziłaś osób, które z tobą pracowały. Krzyków, upokorzeń, różnic między wami. Żal ci było, że dzieci dorastają i będą musiały przechodzić przez to samo. Przez całą tę frustrację”.
Miota się, stara się naprawić swoje życie, ale w istocie jeszcze bardziej się pogrąża. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego terapeutka się wobec niej dystansuje, a z biegiem czasu – całkowicie odcina. W pełnym napięcia finale wychodzi na jaw mroczna tajemnica Eugenii…
Autorka przekładu, Paulina Masa, pisze o sztuce:
„Jak przyznaje sama autorka tekstu, tytuł sztuki ma związek z poczuciem winy, które dogłębnie odczuwa główna bohaterka dramatu, z poczuciem winy, które od chwili nieumyślnego zamordowania dziecka nie opuszcza jej ani na chwilę, pochłania ją do tego stopnia, że lepiej by było zostać pożartą przez zwierzę, niż żyć dalej w całej tej beznadziejności. Jak gdyby nic już gorszego jej spotkać nie mogło, jak gdyby sięgnęła takiego dna, że metaforyczna przemiana w pożywkę dla psów sprawia wrażenie bardziej satysfakcjonującej opcji, niż tkwienie we własnej nędznej egzystencji”.
Wolę, żeby zjadły mnie psy to mocny, gęsty, mroczny thriller psychologiczny o obsesji, która nie rodzi się samorzutnie, ale ma swoje korzenie w poczuciu odrzucenia, jako odpowiedź na społeczne odium. Autorka zrywa kolejne zasłony, stopniowo rzucając światło na tajemnicę bohaterki, jednak nie będzie spodziewanego katharsis – do końca w czytelniku pozostanie poczucie niepokoju i nieukojenia.