Od narodzin aż po dom starców, po drodze miłość nie ta, praca nie ta, wszystko jakieś takie małe... i bardzo śmieszne.
Sztuka Sibylle Berg przedstawia świat przewróconych wartości, świat a rebour.
Oto ludzkość wymarła. Władzę nad światem przejęły zwierzęta. Dzieło boskiego stworzenia, któremu każdorazowo kres kładzie śmierć, funkcjonuje jedynie na zasadzie rozrywki ku uciesze nowych władców świata. To oni - Tapir, Sarna, Chomik, zamawiają dla zabicia nudy widowisko pod tytułem życie człowieka. Jego autorami i reżyserami są Pani Bóg i Śmierć, które, mówiąc najprościej, zeszły na psy.
"Kiedyś obie pełniłyśmy ważniejszą funkcję, ale, cholera, żyjemy, mamy pracę i telewizję, i... "
- mówi Śmierć pocieszając swoją odwieczną towarzyszkę, Panią Bóg, która tęskni za jakimś porządnym dziełem stworzenia. Za stworzeniem prawdziwego życia. Tymczasem ma jedynie możliwość stworzenia jakiegoś substytutu, który wspólnie ze Śmiercią ubarwia kupletami.
Przedstawienie zaczyna się. Główny bohater ma na imię Marian. Poznajemy jego rodziców, historię ich miłości, która z czasem zamieniła się w małżeńskie piekło, wreszcie jego samego. Od początku życia Marian ma nieodłącznego towarzysza - strach, który przybiera na różnych etapach życia różne postacie, np. jego szefa. Marian jest delikatnie mówiąc nieciekawą postacią, a jego egzystencja mała, wypełniona skrywanymi uczuciami, podszyta wszechobecnym strachem. Rodzice rozeszli się, Marian zabija toksycznego ojca. Kiedy poznaje Tinę, na chwilę pojawia się szansa na wyjście ze spirali banalności. Jednak Tinie również towarzyszy wierna przyjaciółka - strach. Oba strachy, Mariana i Tiny, zaprzyjaźniają się, wymieniają doświadczeniami, choć każdy działa na własną rękę; zresztą z powodzeniem, ponieważ w końcu para rozchodzi się nie zważając na to, że najwięcej cierpi na tym ich dziecko. Marian zdobywa się wreszcie na odwagę, nokautuje swój strach, idzie do knajpy, gdzie podrywa przypadkowe dziewczyny, potem zaciąga je do domu i morduje. I choć Pani Bóg usiłuje interweniować w materię własnego spektaklu, to jednak Marian nie ponosi za to żadnej kary, umiera naturalną, choć powolną śmiercią w domu starców, gdzie opiekuje się nim pozbawiona skrupułów pielęgniarka.
Wszystkie zdarzenia są prostacko komentowane przez oglądające widowisko zwierzęta, które pewnych spraw w ogóle nie rozumieją (w końcu nic dziwnego):
CHOMIK:
Ciekawe, co to takiego, ta miłość.
SARNA:
Drapanie za uchem.
TAPIR:
W nowym słowniku miłość nie występuje. I nie jest to niedopatrzenie, tylko rozszerzenie.
Świat ludzi przedstawiony jest w sztuce Sibylle Berg bez żadnych złudzeń, a zło jest w nim tak banalne, że nie ma sensu traktować go poważnie.
Sztuka jest przygnębiająca i pozbawiona nadziei. Daje porażający obraz świata i naszego ludzkiego życia jako ciągu przypadkowych zdarzeń, pozbawionych głębszego sensu i dobra. Jednocześnie jest bardzo atrakcyjna od strony formalnej, niepozbawiona poczucia humoru, szczególnie w przedstawieniu postaci zwierzęcych bohaterów. To zderzenie ponurej ludzkiej egzystencji z nowobogackim, prymitywnym światem nowych władców, z miotającymi się między nimi spauperyzowanym Bogiem i zbanalizowaną Śmiercią, daje efekt zarówno dramatyczny, jak i komiczny. I w tym tkwi największa siła tego tekstu.
dla ADiT: Joanna Olczakówna