język polskijęzyk angielski

Pakuła, Mateusz

Mój niepokój ma przy sobie broń

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły obsady
możliwe różne wersje obsadowe, aktorzy odgrywają różne postaci
Czas akcji
nieokreślony
Miejsce akcji
Wyspa Liliputów, Wyspa Arvo, Wyspa Hibakusza, Wyspa Troskliwych
Prapremiera polska
12.01.2013, Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach, reż. Julia Mark

Sztuka Mateusza Pakuły Mój niepokój ma przy sobie broń to szalona i oryginalna reinterpretacja klasycznej, osiemnastowiecznej powieści Podróże Guliwera Jonathana Swifta. Teatralny Guliwer wraz z dwoma muzykami – których nazywa szarymi eminencjami ​​„co zawodowo otwierają portale” – stają się naszym przewodnikiem po tej zaskakującej podróży. Co jednak istotne, głównemu bohaterowi bliżej do everymana niż charakterystycznej i rozpoznawalnej jednostki. W tym szalonym, postmodernistycznym locie poza czasem i przestrzenią, w którym mieszają się cytaty z Michela Houellebecqa, Swietłany Aleksijewicz, Umberto Eco, Lany Del Rey i Olgi Tokarczuk, nie ma jednego Guliwera. Guliwer staje się wymienną i przejmowaną przez aktorów i aktorki funkcją. Może być nim każdy, a co za tym idzie, nikt nim nie jest w rzeczywistości. 

Guliwer Mateusza Pakuły wyrusza w podróż po kolejnych wyspach, choć deklaruje, że nienawidzi zarówno podróży, jak i podróżników. Najpierw odwiedza krainę Liliputów, pozostających w żałobie po zmarłym dyktatorze, który kontrolował liczbę urodzeń, a także pilnował, aby jego podwładni „się nie przeżerali jak te wstrętne zepsute z USA grubasy”. Później trafia do Renifera Arvo, który nie ruszając się z miejsca podróżuje po świecie symulakrów – archiwum rzeczywistości. Następnie trafia na wyspę fluorescencyjnych golasów, skażonych na skutek atomowego wybuchu. Aż w końcu dociera do krainy teletubisiopodobnych Troskliwych Misiów, które spędzają swój czas na śpiewaniu piosenek Bryana Adamsa i wspólnym robieniu „fik fik” – czyli uprawianiu seksu. 

Mój niepokój ma przy sobie broń to karykaturalna dystopia odsyłająca do naszej rzeczywistości. Świat terroru możliwości, który nieubłaganie chyli się ku końcowi i ostatecznemu rozkładowi. Śmietnik informacji. Mateusz Pakuła swojego bohatera wyposaża w tytułowy niepokój oraz broń. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że Guliwer w kolejnych aktorskich odsłonach, pozbawiony jednej, konkretnej tożsamości, okazuje się całkowicie bezradny wobec wielości wysp oraz tego (i kogo), co na nich spotyka. Ostatecznie pozostaje więc – tylko i wyłącznie – niepokój, a także pijana i naćpana Lana Del Rey, śpiewająca Video games jako „souvenir” z tej dzikiej i zaskakującej podróży.

Biały Dmuchawiec

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Czas akcji
współcześnie
Miejsce akcji
Biały Dmuchawiec
Prapremiera polska
27.03.2010, Teatr im. J. Osterwy w Lublinie, reż. Krzysztof Babicki

Mateusz oraz Karolina, student i studentka wydziału krakowskiej reżyserii, w ramach swoich zajęć postanawiają przyjrzeć się pewnej tajemniczej sprawie kryminalnej. Przyjeżdżają do podhalańskiej wsi – Biały Dmuchawiec – aby zbadać sprawę kobiety oskarżonej o zamordowanie swojego narzeczonego. Elżbieta Surówka miała przed laty zabić Jana Liszaja, po czym zakopać go i zamurować pod własnym, świeżo wybudowanym – za pieniądze bogatej ciotki z Ameryki – domem. Kiedy odkryto zbrodnię, kobieta została skazana na więzienie, jednak spędziła w nim tylko dwa lata, po czym wyszła na wolność dzięki finansowej pomocy tej samej ciotki. Kiedy Mateusz i Karolina przybywają do Białego Dmuchawca, próbują od razu się czegoś dowiedzieć od mieszkańców. Jednak, jak się okazuje, nie jest to wcale takie łatwe, a sprawa do dziś pozostaje nie do końca wyjaśniona. Studenci kilkakrotnie odbijają się od drzwi domu brata zamordowanego, a samej Elżbiety nie udaje im się nawet spotkać. Docierają jednak do jej matki oraz siostry Dominiki, która rzuca zupełnie nowe światło na sprawę. Według niej znacznie starszy od Elżbiety Jan Liszaj od wielu lat napastował ją i gwałcił. Ponadto podczas pobytu w więzieniu kobieta została opuszczona przez swojego obecnego męża, który – wraz z ich dzieckiem i jej najmłodszą siostrą – uciekł do Ameryki. Dominika dzwoni do Elżbiety, żeby Mateusz i Karolina usłyszeli to na własne uszy. Jako odbiorcy nie mamy dostępu do tej (faktycznie odbytej lub nie) rozmowy. Jednak mimo to nic później nie jest już takie samo. Rzeczywistość się zakrzywia, a Mateusz i Karolina coraz bardziej zaczynają utożsamiać się z badaną przez siebie historią… Do tego stopnia, że sami stają się jej głównymi bohaterami.

Biały Dmuchawiec Mateusza Pakuły to połączenie swojskiej, góralskiej masakry z Miasteczkiem Twin Peaks Davida Lyncha. Sztukę cechuje oryginalny język, a także niezwykła metateatralna wyobraźnia autora, który bawi się konwencją kryminalnego śledztwa. Jako że dochodzenie prowadzone jest przez studenta i studentkę szkoły teatralnej, a nie przez profesjonalnych detektywów czy policjantów, to przebieg sprawy nabiera zupełnie innego, niespodziewanego charakteru i tempa. Mateusz Pakuła w swojej sztuce obsadza się w roli zarówno bohatera, jak i teatralnego demiurga opowiadanej historii. W ten sposób tematem sztuki staje się niekoniecznie wyłącznie szukanie odpowiedzi na to „kto zabił”, ale również (jak nie przede wszystkim) sam proces jej dramaturgicznego konstruowania, a także zabawy kryminalną konwencją.

Marcin wieczny Artur

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Czas akcji
współcześnie
Miejsce akcji
mieszkanie Marcina, konfesjonał, gabinet psychologa, szkoła podstawowa plus gimnazjum, dom Harri Puttara, pod stołem u dziadziusia Heniusia

Mateusz Pakuła swoją sztukę o trudach dojrzewania, samotności i różnych odcieniach chłopięcości zadedykował swoje młodszemu bratu: Marcinowi Pakule. W samym tytule sztuki odniósł się jednak również do (trudnej do doścignięcia) legendarnej postaci króla Artura, ukoronowanego w wieku piętnastu lat [sic!], zdobywcy słynnego miecza Ekskalibura oraz założyciela Bractwa Okrągłego Stołu. Z tego połączenia wątków – współczesnego, prywatnego oraz pomnikowego, mitycznego, a także wielu innych intertekstualnych nawiązań i odniesień – powstał niezwykle przenikliwy tekst o dorastającym chłopcu, który nie wpisuje się w kulturowe oczekiwania i stereotypy dotyczące męskości.

W szkole podstawowej połączonej z gimnazjum trwa długa przerwa. Najstarsi chłopcy biorą udział w grze polegającej na podskakiwaniu i uderzaniu czubkiem głowy w podwieszoną pod sufitem paździerzową płytę. Sędziują im umalowane gimnazjalistki. To zabawa dla „prawdziwych mężczyzn, tak samo jak palenie papierosów”. Marcin, tytułowy bohater sztuki, nie bierze w niej nigdy udziału. Jak zwykle bawi się samotnie w kącie szkolnego korytarza. W tym samym czasie jego mama siedzi u psychologa i zamartwia się o niego. Odkąd dwa lata temu zmarł jego ojciec, chłopiec ponoć nie ma żadnych kolegów, choć oczywiście opowiada swojej mamie o jakichś harcerskich zbiórkach, a także podaje imiona innych chłopców, o których istnieniu nikt poza nim nie słyszał. Mateusz Pakuła w swojej sztuce Marcin wieczny Artur łączy porządek obiektywny z subiektywnym. Z jednej strony wpuszcza nas do głowy tytułowego chłopca, w której możemy śledzić jego rozbudowane życie wewnętrzne, a z drugiej przedstawia perspektywę zatroskanej matki i niezbyt przyjaznej szkolnej rzeczywistości, w której ostatecznie dochodzi do tragedii. Jeden z gimnazjalistów podczas codziennej zabawy wbija sobie gwóźdź w głowę, a podejrzanym i przesłuchiwanym w tej sprawie staje się milczący Marcin wraz ze swoimi – istniejącymi lub nieistniejącymi – kolegami…

Sztuka Mateusza Pakuły to niezwykle intrygujący portret chłopca w okresie dojrzewania, w sposób luźny zbudowany na kanwie struktury opowieści O królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu. Siłą tekstu jest jego nieoczywisty wydźwięk. Autor nie staje po żadnej ze stron, a w zamian zdaje się dostrzegać w swoim bohaterze zarówno jego mocniejsze, jak i słabsze strony. Portretuje go z empatią, dostrzegając jego wyizolowanie, samotność, poczucie odrzucenia, jednocześnie nie upiększając jego trudniejszych czy wręcz negatywnych cech, takich jak: egotyzm, pogarda, a może nawet mania wielkości. Z tego połączenia powstaje szalenie autentyczna i wzruszająca opowieść o samotnym, dojrzewającym chłopcu, który marzy o zbudowaniu swojej własnej rakiety, żeby móc polecieć w poszukiwaniu Graala. Jednak na drodze do realizacji jego marzeń staje szara i przyziemna rzeczywistość.

Smutki tropików

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
Mateusz Pakuła za swoją sztukę "Smutki tropików" otrzymał w 2014 roku Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną. Najbardziej prestiżową polską nagrodę dramaturgiczną, przyznawaną od 2008 roku.
Czas akcji
współcześnie
Miejsce akcji
nieokreślone
Prapremiera polska
08.12.2013, Teatr Łaźnia Nowa w Nowej Hucie w Krakowie, reż. Paweł Świątek

Punktem wyjścia i inspiracją do napisania dramatu było kanoniczne (a dziś już nieco leciwe) dzieło Clauda Lévi-Straussa Smutek tropików (fr. Tristes tropiques). Francuski antropolog w latach trzydziestych dwudziestego wieku badał w Brazylii kulturę rdzennych Amerykanów.  Kiedyś jego tekst był czytany jako głos przeciwko kolonializmowi, a przez współczesną krytykę odbierany jest nieraz jako kolonialistyczny właśnie. Tę niejednoznaczną i etycznie wątpliwą postawę człowieka Zachodu względem fascynujących go egzotycznych krajów i kultur Mateusz Pakuła portretuje w swoim dramacie. Od Lévi-Straussa zapożycza tytuł książki i tworzy opowieść o współczesnych nomadach – backpackersach – których życiowym celem jest podróż. Autor powołuje do życia szóstkę bezimiennych postaci, które snują opowieści o swoich turystycznych przygodach, przepełnionych ekstremalnymi doświadczeniami i historiami. W opowieściach miesza się więc bieda i przemoc dręcząca odwiedzane kraje z europejską pogonią za nowymi doznaniami. Bohaterowie Pakuły to swoiści miłośnicy dark tourismu (pl. ciemnej, mrocznej turystyki), który polega na odwiedzaniu miejsc dotkniętych śmiercią i wojną. W ofercie takie atrakcje jak: targi broni, konfrontacja z niedźwiedziami grizli, wyrafinowane tortury czy nawet pedofilskie gwałty. Jak sami mówią:

"Czarnobyl trochę jest ostatnio zbytnio oblegany prawie jak Auschwitz ale przeżycie ponoć zajebiste. Chciałbym do Fukuszimy no ale wiesz. Kurwa tam musi być naprawdę zajebiście. Ale prędzej pojadę do Rwandy albo do Bośni. Obozy Pol Pota są blisko i ponoć zajebiste. No zobaczymy jak będzie z kaską."

Smutki tropików to porażająca diagnoza otaczającej nas rzeczywistości, w tym współczesnych (być może mniej oczywistych) przejawów europejskiej dominacji i kolonializmu. Jej bohaterami są pożeracze „hardcorowego contentu”. Zawieszeni pomiędzy podróżowaniem a konsumowaniem dostarczanych im treści przez media czy internet. Złaknieni obrazów głodu, gwałtów, konfliktów wojennych. Mateusz Pakuła przy pomocy narzędzia storytellingu (pl. opowiadania historii) konstruuje swoistą społeczność europejskich nomadów, krzywe zwierciadło współczesnej rzeczywistości. Grupę wiecznie nienasyconych ludzi, dla których egzotyczna turystyka stała się pogonią za ekstremalnymi doznaniami. Pytanie, jakie braki, potrzeby i tęsknoty to podglądanie z bezpiecznego mimo wszystko dystansu – niczym zza prześwitujących europejskich firanek – im (a może również nam?) zaspokaja? Szukając odpowiedzi i sposobu na wyjście z tego apokaliptycznego impasu, Mateusz Pakuła w charakterystyczny dla siebie sposób ironizuje: 

"Są dwie opcje dwa takie wyjścia. Przeczytać całego Houellebecqa i zapaść się w ruchome ale dosyć płaskie piaski hipsterskiej rozpaczy. Albo masowo przejść na buddyzm i zostać seksi joginką."

Można oczywiście również po prostu zasunąć wspomniane już firanki.

Kowboj Parówka

Gatunek sztuki
Dla młodzieży
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
sztuka napisana wspólnie z Marcinem Pakułą
Szczegóły obsady
obsada dowolna
Czas akcji
współcześnie
Miejsce akcji
Kraków, Toruń, Monachium
Prapremiera polska
05.02.2016, Teatr Łaźnia Nowa w Nowej Hucie w Krakowie, reż. Wiktor Loga-Skarczewski

Kowboj Parówka to sztuka Mateusza i Marcina Pakuły, napisana w 2010 roku, kiedy ten pierwszy miał dwadzieścia siedem, a ten drugi dwanaście „zębów czasu”. Jej głównym bohaterem jest Dżo-Mandarynka – czarnoskóry Amerykanin, który przybył do Polski w wieku dziesięciu lat, zabrany przez panią Jolantę Kokos-Nadmorzem od jego pijackiej rodziny mafiozów. Dużo później, w Polsce, jego wybawicielka została za to zamordowana przez członków mafii starego Mandarynki. Dżo w wieku dwudziestu czterech lat został więc zupełnie sam i zarabia jako lalkarz na rynku w Krakowie. Jego lalki są jednak wyjątkowe, albowiem są samogrające. Robią wszystko same i mają całą masę pomysłów, a jako że ich właściciel nie ma ich w ogóle, to pozostaje mu tylko udawać, że to on nimi porusza i kontroluje ich ruchy. Jego pokazy mimo to cieszą się w Krakowie dużym powodzeniem i dobrą sławą. Ale Dżo ma zdecydowanie większe ambicje. Jego największym marzeniem jest zyskać rozgłos w całej Polsce i zdobyć jedyną w swoim rodzaju lalkę, posiadającą zdolność hipnotyzowania publiczności… Kowboja Parówkę. Lalkarz nie zdaje sobie jednak sprawy, że takich jak on – marzących o niej pajacykarzy – są tysiące. Ale ambitnego Dżo Mandarynki nic nie jest w stanie zatrzymać na drodze do realizacji jego marzeń. Nawet tak podstawowe i oczywiste kwestie natury ekonomicznej. Dzięki finansowej pomocy przypadkowo spotkanej widzki, a także doświadczonej lalkarki, Pani Ludomiry, bohater wyrusza w podróż po koperek (który okazuje się niezwykle ważny) do samego Kopernika, po czym stworzoną przez Jezusa (w postaci Człowieka-Królika) taksówką jedzie na schron pajacykarzy aż do Monachium, gdzie zamierza zdobyć nie tylko sławę, ale również upragnionego Kowboja Parówkę.

Sztuka Mateusza i Marcina Pakuły to szalony utwór, który komicznie i ironicznie opowiada o marzeniach ambitnego młodego artysty. Osadzony w środowisku teatru lalek, w przewrotny sposób ukazuje również sam teatr i pracujące w nim osoby twórcze. Kowboj Parówka to niesamowicie zabawny i szalony rollercoaster tylko dla prawdziwie odważnych pajacykarzy i pajacykarek!

Houdini vs Conan Doyle

Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Czas akcji
1922 rok
Miejsce akcji
Nowy Jork
Prapremiera polska
21.01.2022, Teatr Powszechny w Radomiu, reż. Paweł Świątek

Główną osią kameralnej sztuki Mateusza Pakuły jest spotkanie dwóch niezwykłych postaci XX wieku: Harry’ego Houdiniego (iluzjonisty, specjalisty od ucieczek, demaskatora mediów spirytystycznych) oraz Arthura Conana Doyle’a (pisarza, spirytysty, twórcy postaci Sherlocka Holmesa). Mężczyźni spotykają się w Nowym Jorku w 1922 roku. Towarzyszą im ich żony: Bess Houdini (zawodowo również sceniczna asystentka Harry’ego) oraz Jean Conan Doyle (uważana przez Arthura za medium spirytystyczne). Ich spotkanie naznaczone jest na początku podskórnym, a z czasem coraz bardziej otwartym konfliktem pomiędzy tym, co racjonalne a tym, co irracjonalne. W pierwszym odruchu mogłoby się jednak wydawać, że to twórca powieści o Sherlocku Holmesie powinien być zwolennikiem tego, co można pojąć i udowodnić za pomocą ludzkiego rozumu. Paradoksem zarówno tego spotkania, jak i sztuki Mateusza Pakuły jest fakt, że to Harry Houdini, magik i iluzjonista, przepędzający na życzenie chmury i „znikający” słonie, jest wyznawcą wszystkiego, co racjonalne. 

Wraz z rozwojem akcji atmosfera między parami coraz bardziej się zagęszcza. Swoistą kulminacją sztuki staje się moment, w którym przez Jean Conan Doyle zaczyna jakoby przemawiać matka Harry’ego Houdiniego… Magik i iluzjonista nie daje się jednak nabrać i nie potrafi zrozumieć, jak wykształceni ludzie mogą dawać się wciągać w takie „wiry bzdur”, a jego żona Bess seans spirytystyczny wyśmiewa stwierdzeniem: ​​„Winny jest chyba ten cały Platon, nasza rzeczywistość to tylko cień prawdziwej rzeczywistości pierdu pierdu”.

Houdini vs Conan Doyle Mateusza Pakuły to świetnie skonstruowana, realistyczna i szalenie komiczna sztuka na dwóch aktorów i dwie aktorki. Zarówno następujące po sobie sceny utworu, jak i charakterystyczne postaci zbudowane są w taki sposób, że sztuka wciąga w swoją treść i nie pozwala się oderwać ani na chwilę. Autor stawia tu pytanie o funkcję irracjonalnego w naszym życiu i zmusza do refleksji nad wiarą we wszystko to, czego nie da się wytłumaczyć za pomocą rozumu. Na jakie ludzkie potrzeby, tęsknoty i lęki ta wiara odpowiada? I czy faktycznie warto tropić oraz dekonstruować wszelkie niezrozumiałe i niewytłumaczalne tajemnice? Czym w istocie różni się upodobanie do iluzjonistycznych sztuczek od wiary w seanse spirytystyczne, a idąc dalej tym tropem, od wiary w Boga? 

Trudno nie odnieść wrażenia, że ta refleksja w pewien sposób odnosi się również do samego medium teatru oraz wytwarzanej przez niego „iluzyjnej magii”, a co za tym idzie również do teatralnych narzędzi. Pozostaje więc pytanie o to, co zdecydujemy się wybrać. Seans spirytystyczny Arthura Conana Doyle’a czy „znikanie” słonia przez Harry’ego Houdiniego?
 

Stanisław Lem vs Philip K. Dick

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły obsady
w utworze pojawiają się również Głosy: MATKI, FBI, SB, LEGUIN, ŁUKASZA, MATEUSZA oraz jeden bezimienny
Prapremiera polska
23 października 2020, Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, reż. Mateusz Pakuła
Przekłady
na jęz. angielski (Piotr Krasnowolski)

Co wyniknęłoby ze spotkania dwóch słynnych pisarzy science-fiction – Stanisława Lema i Philipa K. Dicka? Co, gdyby polski wizjoner-racjonalista połączył siły z szaleńczą energią amerykańskiego autora? Wszystko zaczyna się od historii konfliktu wokół polskiego wydania Ubika Philipa K. Dicka w tłumaczeniu Lema. Polski autor nie mógł przekazać amerykańskiemu pisarzowi należnego mu wynagrodzenia inaczej niż w złotówkach, a te były przecież w Stanach Zjednoczonych bezwartościowe... W absurdalnej i zabawnej telefonicznej rozmowie Lem proponuje Dickowi przyjazd do Polski, gdzie ten będzie mógł od razu wydać należne mu pieniądze.

Utwór Pakuły dzieli się na sceny przedstawiające rozwój tego konfliktu oraz poboczne epizody: raz Dick próbuje pożyczyć od Matki pieniądze na przyjazd do Polski, kiedy indziej donosi na Lema do FBI, demaskując go jako rzekomego przywódcę międzynarodowego spisku. Z kolei polski pisarz tu rozmawia z grożącym mu oficerem SB, tam skarży się przez telefon Ursuli K. Le Guin na Dicka. To, z czyjej perspektywy dany epizod jest przedstawiany, pozostaje w celowy sposób niejasne, a subiektywny charakter narracji jest wyraźnie podkreślany.

W Lem vs Dick dochodzi do zderzenia światów i charakterów, ale nie tyle w ramach realistycznie przedstawionej konfrontacji dwóch autorów, ile w wyniku gestu samego Pakuły, który ową konfrontację świadomie naznacza swoją własną wyobraźnią. Fakty beztrosko stoją tu obok zmyślenia, domysły tuż przy prawdzie, chwilami mieszając się ze sobą i uniemożliwiając odróżnienie, kiedy indziej pojawiają się wyraźnie od siebie oddzielone, otwarcie rzucając sobie wyzwanie. Utwór balansuje między drwiną, artystycznym żartem a przemyślaną refleksją na temat literatury, teatru i rzeczywistości, co znajduje swoje odzwierciedlenie w różnorodnym, barwnym języku. Relacja między Dickiem i Lemem służy Pakule do konfrontacji szeregu przeciwieństw czy po prostu radykalnie odmiennych światów: racjonalizmu i szaleństwa, Zachodu i rzeczywistości zza Żelaznej Kurtyny, skalkulowanego pragmatyzmu i narkotycznej maligny. Jednocześnie stawiane tu diagnozy są regularnie przez autora poddawane w wątpliwość, malowane w utworze obrazy są wymazywane jednym pociągnięciem pióra. Gesty te kulminują, kiedy w sztuce pojawia się sam jej autor... jako mózg w słoju funkcjonujący w wirtualnej rzeczywistości. Podobno próbuje pisać sztukę o Dicku, ale mu nie wychodzi, bo cały czas myśli o umierającym ojcu.

Okazuje się więc, że to gra z fikcją, sama artystyczna kreacja i jej relacja z rzeczywistością są głównym przedmiotem zainteresowania Pakuły w tym utworze. Nawarstwiające się i wzajemnie znoszące się narracje, będące w ciągle zmiennej odległości wobec rzeczywistości, to przepis na tyleż wymagający, ile wciągający w swoją strukturę spektakl, w którym autorska ręka pozostaje cały czas widoczna.

Pluton p-brane

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły obsady
obsadę można dostosować do innej liczby aktorów
Prapremiera polska
28 października 2018, Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, reż. Mateusz Pakuła
Przekłady
na jęz. angielski (Piotr Krasnowolski)

Kto pamięta, kiedy w 2006 odebrano Plutonowi status planety? Kto wtedy głośno przeciwko temu protestował, dołączając do chóru miłośników dziewiątej planety? W kim emocje odżyły na nowo, kiedy w 2015 roku sonda New Horizons dostarczyła na Ziemię pierwsze zdjęcia Plutona w wysokiej rozdzielności, a ten okazał się wyjątkowo piękny? Na pewno w Mateuszu Pakule, który w Pluton p-brane przedstawia historię odkrycia Planety X.

„Tak. To będzie historia kosmiczna. To będzie historia, która się wydarzyła i która jednocześnie się raczej nie wydarzyła. To znaczy, owszem, bazuje na biografii, żywi się tak zwanym prawdziwym życiem prawdziwego człowieka, który naprawdę istniał, ale jednocześnie pozwala sobie na wiele zmyśleń” 

– zapowiada na początku sztuki Clyde Tombaugh, odkrywca Plutona. Przed Clyde’m to jednak Percival Lowell był głównym orędownikiem jego istnienia i zaciekłym poszukiwaczem Planety X. Być może pamiętacie go jako autora teorii o istnieniu marsjańskiej cywilizacji, która zainspirowała Wojnę światów Wellsa.
„Historia kosmiczna” Pakuły przedstawia szereg wersji nieprawdopodobnego spotkania ośmieszonego w środowisku naukowym Lowella i rzeczywistego odkrywcy Plutona – Clyde’a. Pakuła nie próbuje jednak przewidzieć prawdopodobnego przebiegu takiego spotkania, w zamian bawiąc się samą jego możliwością w serii błyskotliwych i zabawnych, ocierających się o absurd scenek. Raz Percival niszczy papierowy Układ Słoneczny, który w prezencie przyniósł mu Clyde, narzekając, że ta „chujoza z celulozy” ma niewłaściwe proporcje. Kiedy indziej Percival jest zlęknionym, przypominającym błazna paranoikiem, który zawzięcie udaje, że nie ma go w domu.

Mimo że powagi w historycznej zabawie Pakuły ze świecą szukać, nie jest to bynajmniej zabawa pozbawiona znaczenia. Otóż gdzieś spomiędzy frywolnych żartów, odniesień do popkultury i nauki, ale też listów od Marsjan czy autorskich piosenek wymieszanych z historycznymi faktami wychyla głowę dawno utracone marzenie, którego powidoki możemy oglądać w historii o odkryciu Plutona. Marzenie o odkrywaniu dla samej radości odkrywania, o bezinteresownym poznaniu. A może i (przynajmniej odrobinę) o zatarciu granic między sztuką a nauką. Straciliśmy zdolność do zachwytu nad wszechświatem, zdaje się mówić Pakuła. Sam jednak z pewnością jej nie utracił, czego świadectwem jest finałowy monolog Clyde’a, w którym opowieść o czarnych dziurach, bilionach galaktyk i tryliardach gwiazd zamiast w nudną lekcję układa się w porywający apel – więcej opowieści właśnie! Bo tylko one są w stanie nadać sens bezmiarowi kosmosu.

Twardy gnat, martwy świat

Gatunek sztuki
Poza gatunkiem
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Czas akcji
współcześnie
Miejsce akcji
nieokreślone
Prapremiera polska
01.03.2014, Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach, reż. Eva Rysová
Przekłady
na jęz. angielski (Jacek Głowacki)

Sztuka Twardy gnat, martwy świat to druga część dyptyku Na końcu łańcucha wydanego w 2012 roku przez wydawnictwo Splot. O ile w pierwszej sztuce Mateusz Pakuła inspirował się wielką europejską tradycją literacką (Shakespearem, Müllerem, Koltèsem), tak drugą skonstruował na kanwie powieści „tak złej, że aż genialnej” pisarza amatora – Marcina Obuchowskiego – Ten, który sprzeciwił się szatanowi

Dramat jest podzielony na dwa akty. Pierwszy z nich jest dosłowną trawestacją i zabawą ze wspomnianą powieścią (wydrukowaną ponoć w piętnastu egzemplarzach dla rodziny i przyjaciół autora). Głównym bohaterem tej pierwszej części sztuki Mateusz Pakuła czyni Człowienia, znanego już z Na Końcu Łańcucha. Tym razem przedstawia się on jednak jako czterdziestoczteroletni Hans Klops. Dla przyjaciół Bili Klops albo Bili Dżins. Czasem Hans Dżins. Ale jak sam deklaruje: „to w sumie możecie do mnie mówić jak chcecie”. Hans Klops jest porządnym obywatelem. Nie lubi kląć, chodzi do kościoła i ma wspaniałą rodzinę. Ukochaną, piękną żonę o oryginalnym imieniu Sean Penn, a także trójkę dzieci: najmłodszą Mary Jane oraz parę starszych bliźniaków Brendę oraz Brandona. Jednak nad jego życiem pewnego dnia zawisa czarna chmura. Wszystko zaczyna się od sennego koszmaru (w którym nie może złapać tchu) i nieopuszczającego go później poczucia niepokoju. Jak się okazuje uzasadnionego, bo Hans Klops niczym biblijny Hiob zostaje poddany prawdziwej życiowej próbie. Z dnia na dzień traci wszystko, co kochał, a jego świat ni stąd ni zowąd opanowują demony i czerwone węże. 
Mateusz Pakuła, inspirując się obecnym w sztukach wizualnych od lat 70-tych XX wieku zjawiskiem „bad paintingu”, uprawia swoisty „bad writing”, czyli świadome złe pisanie. Z zachwytu nad pisarską ułomnością i nieporadnością powstaje... porywająca literatura. Drugi akt sztuki stanowi metaliteracką wykładnię tego projektu. Jest spotkaniem prowadzonym przez (wykonującą songi w pierwszej części) Dziką Śpiewaczkę z samym Autorem (przedstawionym przez nią jako Mateusz Pakuła), który opowiada o kulisach i założeniach swojego tekstu. Jego normatywną narrację przerywa jednak pojawienie się Drugiego Autora, który nie przypomina sobie żadnego spotkania z nim i swojej zgody na przepisanie jego książki. Ich dyskusja bardzo szybko przemienia się w literacką kłótnię stawiającą pytania o etyczność dokonanego zabiegu. Konfliktową sytuację przerywa jednak stwierdzenie faktu, że w rzeczywistości steruje nimi prawdziwy Mateusz Pakuła, a oni są tylko jego „szmacianymi maskotkami”.

Twardy gnat, martwy świat to sztuka na pograniczu literackiego wygłupu oraz artystycznego manifestu, ubrana w formę „trochęmonodramu”, a trochę koncertu. Mateusz Pakuła bawi się w niej językiem i metaliterackimi konstrukcjami. W skuteczny sposób myli tropy do tego stopnia, że ostatecznie trudno już stwierdzić, co jest prawdą, a co artystycznym zmyśleniem. Komu zaufać. I czy Marcin Obuchowski naprawdę istnieje.

Konradmaszyna

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
monodram dla mężczyzny
Czas akcji
nieokreślony
Miejsce akcji
Polska
Prapremiera polska
08.05.2011, Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, reż. Bartosz Szydłowski
Przekłady
na jęz. niemiecki (Katarzyna Lorenc, Małgorzata Jędrzejczyk)

Sztuka Mateusza Pakuły z 2010 roku według Wyzwolenia Stanisława Wyspiańskiego oraz HamletaMaszyny Heinera Müllera jest próbą współczesnego remiksu i ponownego odczytania postaci Konrada. Nic więc dziwnego, że autor w tym celu miesza cechy i wątki bohatera wywodzącego się z polskiej tradycji literackiej (mającej swój początek oczywiście u Mickiewicza) z postdramatycznym Hamletem niemieckiego, dwudziestowiecznego dramatopisarza, niegdyś skandalisty, a dziś już – właściwie – klasyka. Z tego połączenia powstaje intrygujący i nieoczywisty portret współczesnego Konrada, który jak sam deklaruje:

​​"Zamiast latać pełnym lotem latam jak dziecko we śnie. Latam szorując brzuchem po ziemi i do dziurawego brzucha wpadają mi kamienie piach zasypuje mi mój wielki penis."

Bohater Mateusza Pakuły nie znajduje w sobie siły, żeby pociągnąć za sobą tłumy. Nie reprezentuje sobą żadnych wyższych wartości. W rzeczywistości nie jest artystyczną, intelektualną ani społeczną elitą. Nie ma również w sobie nic z autorytetu. Jest sfrustrowany, zgorzkniały i zazdrosny o potencję oraz energię życiową swojego syna, którego ostatecznie zabija, a sam wyrzeka się w końcu swojego imienia: ​​

"Ja Konrad wcale nie jestem Konrad. Ja podpisuję się krzyżykiem. Wyrzekam się ruin gruzów złomów. Wyrzekam się tego po czym się wspinam biegnę."

Konradmaszyna to wciągający, gęsty, pełen intertekstualnych odniesień monolog napisany brutalnym, rytmicznym i poetyckim językiem jednego z najsłynniejszych polskich bohaterów literackich. Współczesny Konrad pozostaje jednak nieuchwytny. Myli tropy, sam sobie zaprzecza. Jednocześnie jest i nie jest Konradem. Im dalej, tym jego słowa brzmią coraz bardziej niepokojąco. Przestają być hamletycznym i egotycznym rozważaniem własnej tożsamości, a w zamian nabierają radykalnego i populistycznego charakteru, ocierającego się o seksizm, rasizm, a nawet i faszyzm. Stają się w ten sposób przerażającym krzykiem szaleńca, który walczy o władzę, a nawet – wcale nie przesadzając – mickiewiczowski rząd dusz. Współczesny konradyczny monolog tym bardziej niepokoi, że choć został napisany przez Mateusza Pakułę w 2010 roku, to jego wydźwięk brzmi niebezpiecznie także dziś.