Co, na litość boską, robi tu ośmiornica? To pytanie zostanie z widzem aż do samego finału – ale nie po odpowiedź tu przychodzimy. Tylko po farsę, która z szelmostwem demoluje schematy: prezentacja PowerPoint jako narzędzie zbrodni, wideokonferencja jako sedno tragedii, rabuś jako terapeuta kariery i małżeństwa. I wreszcie – Terry, ośmiornica, która wie więcej niż Google i CIA razem wzięte.
Farsa z mackami absurdu i głową w algorytmie
Zupa z ośmiornicy to pięciogłosowy koncert absurdu, który wybucha w dobrze znanych realiach: męczące home office, toksyczny korpokapitalizm, złodziej z kryzysem wieku średniego i małżeństwo, które wisi na pasku (dosłownie – jednym z dwóch). Ale tempo, w jakim te elementy eksplodują na scenie, zaskoczy nawet najbardziej farsowych wyjadaczy.
Seymour – ubezpieczeniowy konsultant z maniakalnym zacięciem do etyki – szykuje się na rozmowę życia z korposzefową, która przypomina robota z kodeksem ISO zamiast serca. W tym samym czasie do jego domu wpada Marvin – włamywacz, który nie znosi przemocy, ale lubi porządek, ma swoją ośmiornicę i opinię o twoim PowerPoincie. Dalej pojawia się Gloria – żona-aktorka, przygotowująca się do roli inspektorki policji, która akurat trafia na domową próbę kryminalną – i Alan: mafijny boss w wersji „Ojciec chrzestny z Essex”, który, o dziwo, nieźle odnajduje się w domowej kolacji z ośmiornicą w tle.
Tu każdy gra jakąś rolę – i nikt nie wie, w jakiej sztuce.
Nie ma tu „dobrych” i „złych” postaci – są tylko maski: etyczne, absurdalne, groteskowe. Ludzie zaplątani w język biznesu, przestępstwa, pełni ambicji i potrzeby akceptacji. To świat, w którym algorytm staje się alibi, a złodziej wygłasza najuczciwszy monolog wieczoru.
Jedno pomieszczenie, pięć postaci, a w środku bomba absurdu, która eksploduje rytmem i precyzją. Każda rola napisana tak, że aktorzy mają co grać: zderzenia stylów, intensywne tempo, błyskawiczne zmiany tonu, fizyczna komedia, slapstick i czarna ironia. Seymour i Marvin – duet potencjalnie kultowy. Gloria – petarda z tragiczną nutą. Virginia – chłodna jak szkło i równie krucha. Alan – mafioso, który woli negocjacje niż broń.
To farsa, która udaje, że jest głupia, żeby zaraz pokazać, że jest sprytniejsza niż widz. To teatr, który śmieje się razem z nami – i z nas. A potem podaje mackę na zgodę.