Bohaterem jest irlandzki imigrant, podczas II wojny światowej wcielony do walk na froncie afrykańskim.
Dan Moffat zaczyna i kończy sztukę charakterystycznym pytaniem: „Czy były do mnie jakieś telefony? Czy dzwoniła do mnie królowa angielska, Fidel Castro...?". Telefonów nie ma żadnych, bo Danny jest samotnikiem, wyemigrował do Nowej Zelandii po II wojnie światowej. W czasie wojny walczył w szeregach nowozelandzkich sił powietrznych. Są lata 60., małe wiejskie miasteczko gdzieś w Nowej Zelandii. Ten kraj, nadzieja dla wielu, wchłonął również Danny'ego. Bohater zastanawia się, co tak naprawdę tu robi. W retrospekcjach cofa się do swojego dzieciństwa, które spędził w Belfaście. Kiedyś anglikanin, dziś ateista, wspomina, jak po niedzielnej mszy szli rzucać z kolegami w katolików. Danny wciela się po kolei w rozmaite postacie, które towarzyszyły mu w życiu, m.in. w przyjaciela Maorysa, członka maoryskiego batalionu, którego poznał podczas wojny.
Monodram Toma Scotta, pełen ciepła i humoru, napisany barwnym, potoczystym językiem był wielkim hitem w Nowej Zelandii i Australii. Czytelnik jest pełen sympatii dla „rozpaczliwie śmiesznego bohatera", który po pijaku dzwoni do papieża albo na Kreml. Danny opowiada nam swoją historię: wzloty, miłości, rozczarowania i upadki. Zaczyna i kończy w tym samym miejscu: jako człowiek samotny i niepogodzony z Bogiem, dziwak i outsider.