przekład: Jerzy Kałążny
Dramat kosmogoniczno antropologiczny
Fekalna wariacja na temat Fausta Stworzyciela, uwikłanego w nieudane dzieło swego życia. Akcja tej skrajnie pesymistycznej, trudnej i brutalnej sztuki rozgrywa się poza czasem, a właściwie w trzech czasach jednocześnie: w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Bohaterowie odgrywają przed widzami symboliczny upadek idei Wielkich Niemiec, ale przede wszystkim idei Wielkiego, Wspaniałego Człowieka. Schwab koncentruje się na pytaniu o ludzką wolność. Jaki człowiek robi z niej użytek? Czy państwo (a co na to niemieckie państwo bóg?) może puścić człowieka wolno i samopas? Czy filozofia uszczęśliwia, czy też jedynie odwraca uwagę od biologii istnienia? Piękno ideałów świąteczna noc Walpurgii kończy się żałosną kopulacją jatką. Mityczni mieszkańcy mitycznej Walpurgii okazują się podludźmi. Bohaterowie to postacie archetypiczne: są to raczej stany umysłu, problemy i hasła. Faust zbuntowany człowiek, filozof, Wagner jego niezdolny uczeń, słodkogłupioniebezpieczny pacykarz idealista, Mefisto zbuntowany anioł - cynik, Małgorzata kobieta, Marta kuchtogestapówka, Walentyn samiec i kelner. Przefilozowany Faust, pojedynkujący się z Wagnerem, nazywany przez diabła jego miotaczem ognia, spotyka na ulicy Kobietę i zaczyna pragnąć miłości. Faust musi borykać się z idiotą Wagnerem, napalonym na Małgorzatę Walentynem i prostaczką Martą, podczas gdy Małgorzata i Mefisto odchodzą razem: znudzeni ludzkim motłochem, wymykają się spod faustowskiej kontroli. Wygląda na to, że to Małgorzata jest mentorem Mefista, a nie odwrotnie. Wszechwiedzący doktor Faust kręci się wokół ogona własnych tworów myślowych: to, co wydawało mu się pięknem i dobrem, okazuje się ohydą i gównem. Sztuka utrzymana jest w prześmiewczym, lecz głęboko smutnym klimacie. Schwab nie zajmuje się ludzką psychologią, lecz raczej antropologią i kosmologią, filozofią upadku człowieka, a nawet i lingwistyką. Język pełni bowiem w tym tekście rolę nadrzędną, jako że na początku było Słowo. Lecz dalej nic się nie zgadza, mamy bowiem do czynienia ze słowem ludzkim i diabelskim, a nie boskim. Wiele w tej sztuce cierpienia i słowotwórstwa. Szalona poezja, która płynie z ust Fausta, jest jakimś kodem informacyjnym. Nieszczęście tego Nadczłowieka polega na tym, że nie ma on współczucia sam dla siebie, ani też nie potrafi uwolnić się od drwin i dialektyki.
Treść:
Bohaterowie przebywają w mieszkaniu Fausta, jednak prawdziwym miejscem sztuki jest przepełniony szaleństwem mózg pracownia Alchemika, który jest w tekście wiodącą figurą. Jak wiemy, jest to postać opętana myślą o nieśmiertelności, o stworzeniu siebie nowego. Faust Schwaba tworzy siebie poprzez słowa. Wykonuje gesty symboliczne: buduje piramidy z opasłych ksiąg i przygląda się własnym ekskrementom. Ważnym elementem poszczególnych scen jest... wąchanie faustowskiego gówna, które rezyduje w ozdobionym landszaftem nocniku pod łóżkiem swego stworzyciela. Gówno, jak każde inne gówno, śmierdzi paskudnie, bez względu na to, kto jest jego twórcą. Wącha je sam Faust, wącha je podziwiający go landszafciarz Wagner. Widz ogląda swoisty pojedynek na słowa i style życia między Faustem a Wagnerem. Ten pierwszy ujawnia świadomość kosmiczną, głosząc konieczność niezależnego myślenia, podpierając się Nadczłowiekiem Nietzschego, ale chory od nadmiaru wiedzy, zbyt wyrafinowany, zbyt zdający sobie sprawę z ograniczeń cielesności i zmysłowości, ten drugi kocha swój heimatfilm, sny o narodowej potędze. Faust zadaje się z Mefistem, który przepowiada Wagnerowi śmierć. Diabeł sprowadza do pracowni męskie Cienie, aby wychwalały istotę człowieczeństwa: szlachtowanie, gwałt, zapładnianie kobiet. Przez pracownię Fausta przebiega teraz ulica. Przechodząca Małgorzata przystaje koło budki telefonicznej; na ziemię pada karteczka z numerem telefonu. Wzburzony Faust spogląda to na Małgorzatę, to na przedmiot. W podaniu Kobiecie karteczki wyręcza go Mefisto. Małgorzata jest jedyną istotą, która wydaje się nie bać Diabła: rozmawia z nim wprost i bez szacunku. Gdy mężczyźni gotowi są podążać za Kobietą, choćby i na czworakach, na scenę wpada kuchtogestapówka Marta Schwerdtlein i przeszukuje budkę telefoniczną. Spostrzega kuferek z kosmetykami Małgorzaty. Rzuca się na Wagnera, oskarżając go o kradzież kosmetyczki. Faust przekształca się w Supermena i aresztuje złoczyńcę. W swojej pracowni przeżywa chwile triumfu nad poskromionym Wagnerem. Wtedy nadchodzi Walentyn. Widział wczorajszą scenę z Małgorzatą. Chce mieć dla siebie kobietę z budki. Żąda, aby Faust mu ją załatwił. Do mieszkania wpada Marta, kochanka Walentyna. Delektuje się widokiem związanego Wagnera i robi awanturę swojemu, próbującemu się od niej wyzwolić, partnerowi. Zaprasza Fausta na święto nocy Walpurgii. Tymczasem Małgorzata i Mefisto rozumieją i uzupełniają się doskonale. Odchodzą ze świata Fausta ten w ostatniej chwili zaprasza ich na starogermańskie święto. Następnie pracownia przekształca się w pokój gościnny Marty Schwerdtlein. Nie mający na nic ochoty Stary Faust siedzi obok nadal spętanego Wagnera. Walentyn jest przebrany za kelnera. Mefisto i Małgorzata krążą dookoła niczym sępy. Pani Schwerdtlein dręczy więźnia: bierze od Walentyna wielkie kanapki i wtyka je Wagnerowi w usta i w zadek, ściągnąwszy mu przedtem spodnie. Młody Faust uwalnia Wagnera, który rzuca się na panią Schwerdtlein i kopuluje z nią od tyłu. Walentyn kibicuje Wagnerowi, po czym rzuca się na Małgorzatę. Mefisto powoli i od niechcenia rozgniata mu krtań. Gdy młody Faust ponosi klęskę w zalotach do Małgorzaty, Stary Faust wybucha śmiechem. Wagner umiera w trakcie kopulacji. Małgorzata zmusza młodego Fausta do wbicia sobie noża w pierś. Niezręczność młodzieńca powoduje, że nóż wbija się w brzuch i wnętrzności wypływają na wierzch. Mefisto i Małgorzata łączą się w miłosnym uścisku. Stary Faust rozdziela ich. Marta narzeka, że święto nocy Walpurgii się nie udało. Wracamy do pracowni Starego Fausta. Doktor jest rozczarowany, jego dumna wszechwiedza obróciła się przeciwko niemu. Obecni są też Małgorzata i Mefisto wynalazki mistrza, który nic już z nimi uczynić nie może, gdyż jego kąpiel w marzeniu języka dobiegła kresu. Diabeł i Kobieta nazywają go generałem. Pani Schwerdtlein wnosi zupę, golonkę i ziemniaki. Świńskie szczątki i ja jesteśmy panu w pełni oddane, oznajmia. Faust siorbie zupę. Mefisto pada z wielkim hukiem na ziemię, jak gdyby pękł. Smutna Małgorzata powoli opuszcza scenę. Faust śmieje się. W ostatniej scenie w pracowni znajduje się skóra Mefista, która wygląda jak nie nadmuchana gumowa lalka. Oczyszczony ze słów Faust przypomina nam teraz melancholijnego, Beckettowskiego Krappa. Krąży bez celu po scenie, bijąc na wszystkie strony packą na muchy i powtarzając:
Filozofia
Megalomania
Ach, hipochondria
I ach, geriatria...
Julita Grodek dla ADiT