Na Ziemię, celem zbadania „ludzkiej demokracji”, wysłana zostaje kosmitka Phoebe. Obiektem obserwacji staje się niewielka społeczność, na którą składają się szablonowe „typy” – Dziewczyna, Kochanek, Żołnierz, Rzeźnik, Nauczyciel, Policjant itp. Bohaterowie wchodzą ze sobą w rozmaite równoległe i krzyżowe relacje, podejmując próby komunikacji. Posługują się w tym celu wyświechtanymi, schematycznymi frazesami, jakby wypowiadali kwestie kiepskiego sitcomu. Na ich interakcje składa się ciąg użalań, narzekań, wzajemnych oskarżeń, upokorzeń. Urwane monologi i niespójne dialogi pełne są tęsknoty, samotności, frustracji, ale także brutalnie wyrażanej agresji. Bohaterowie zbliżają się do siebie, by natychmiast strachliwie oddalić, zadawszy sobie uprzednio ból. Jak w którejś Pinterowskiej „komedii zagrożeń”, pod strumieniem słów cały czas czai się katastrofa. Wszyscy bohaterowie odczuwają nieokreślony, nienazwany strach, a słowo „śmierć” pojawia się w tekście niemal dwadzieścia razy. Phoebe, której drugie imię nieprzypadkowo brzmi Zeitgeist, obserwuje Ziemian, stwierdzając już na początku, że zadanie ma trudne, bo choć poznała słowa, nie rozumie ziemiańskiego języka. Następujące po sobie próby międzyludzkiej komunikacji streszcza, niczym chór, wyimkami dialogów, obnażając ich sprzeczność, absurdalność, pustkę i okrucieństwo:
"PHOEBE: WSZYSCY SIĘ KRZYWDZĄ. JESTEŚ PIĘKNA. OD TEGO ROBI MI SIĘ SMUTNO. BÓL PRZYCHODZI ZAWSZE. WSZYSTKO, CO PIĘKNE, SZYBKO SIĘ KOŃCZY […] POCAŁUJ MNIE. DOBRY JESTEŚ. NIE LUBIĘ SIĘ SKLEJAĆ Z DRUGIM CZŁOWIEKIEM. TO BRZMI OKRUTNIE. MUSZĘ SIĘ BRONIĆ. TAKIE SĄ PRAWA NATURY".
Potem Phoebe wtapia się w społeczność i komunikuje z nią, rzucając zasłyszane wcześniej frazy – bez związku, nie na temat, ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
Tak diagnozuje ziemski świat wysłanniczka kosmosu. Sztuka sprzed lat uderza aktualnością. Czy katastrofa nadal JEDYNIE się czai?