Becca i Howie w tragicznych okolicznościach tracą dziecko. Ich kilkuletni synek Danny wpada pod samochód. Rodzice nie potrafią pogodzić się z utratą ukochanej istoty. Każde radzi sobie z tym na swój sposób. Ojciec pielęgnuje pamięć o synku, ogląda rodzinne filmy, zdjęcia. Dziecięcy pokój stał się dla niego swoistym sanktuarium, niczego nie pozwala w nim ruszyć, zmienić. Matka natomiast, nie radząc sobie z bólem, próbuje stopniowo pozbywać się rzeczy Danny'ego. Nie może patrzeć na ślady palców synka na drzwiach, na jego zabawki. Ta różnica postaw rodzi napięcia i konflikty. Za tragiczny wypadek Becca obwinia siebie - biegła do telefonu, zamiast pilnować dziecka. Izzy, siostra Becci, także ma poczucie winy - to ona wtedy wydzwaniała co chwilę. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że Izzy zaszła w ciążę. Dla Becci stanowi to dodatkowe źródło bólu, którego dzielnie stara się nie okazywać. Nat - matka obu kobiet - osoba obdarzona inteligencją i poczuciem humoru - próbuje przywrócić swojej córce spokój. Ale Becca nie daje sobie pomóc. Odmawia uczestniczenia w sesjach terapeutycznych, na które uczęszcza Howie. Żąda od męża, aby sprzedali dom. Chce przenieść się gdzie indziej, zatrzeć wszelkie ślady przypominające jej o dziecku. I nagle pojawia się Jason. Chłopak, który przejechał Danny'ego. Paradoksalnie dopiero spotkanie z nim zmienia w Becce coś istotnego.
Królicza nora to piękna sztuka. Napisana ze znawstwem psychologii, a także - w wielu fragmentach - z poczuciem humoru. I chociaż mówi o tragicznym problemie, nie jest przygnębiająca. Przeciwnie, może być inspirująca i terapeutyczna. Wszystko zależy od naszego nastawienia. A słowa Nat mogą posłużyć za motto tej historii:
”Ludzie chcą, aby to, co ich spotyka, miało sens. A nie wydarzało się przez przypadek."