John, Mormon, przyjeżdża do Łodzi z listą nazwisk żydowskich potomków pochowanych na cmentarzu. Ma za zadanie ochrzcić owych Żydów wraz z ich potomkami, przysparzając w ten sposób swojej mormońskiej wspólnocie nowych członków. Czystość jego intencji zostanie jednak zachwiana, gdy na dyskotece, po pijaku, zakocha się w chrześcijance Marii, która następnego dnia ma wyjść za mąż. Dziewczynę kusi życie w Ameryce, dlatego daje Johnowi nadzieję. Jeśli chłopak dowiedzie, że jej narzeczony jest Żydem, to za niego nie wyjdzie. Podczas gdy matka rzeźniczka ubija krowy na wesele, a ojciec Józefa, patolog, odprawia w swoim prosektorium - laboratorium dziwne, groźne obrzędy mściwego krojenia zwłok, John wyrusza na cmentarz, aby spotkać tam Józefa, odkryć jego prawdziwą tożsamość, omamić go obietnicą "chrztu wstecznego" (oczywiście, Józef w którymś momencie swego życia był ochrzczony, ale zanim to się stało - był Żydem!) i snuć marzenia o pięknej Marii. W hotelowym pokoju przywołuje go jednak do porządku telefon od Starszego Gminy, który karci go za nieetyczne zachowanie. Tym niemniej John zdążył już zbadać historię rodzin. Okazuje się, że WSZYSCY SĄ ŻYDAMI. Patolog był niegdyś mężem rzeźniczki; jest ojcem jej dziecka, a więc Maria i Józef są w dodatku rodzeństwem. Nagle, przez fakt zostania Żydówką, Maria przestaje być piękna. Patolog ujawnia samonienawiść. Jest bowiem nazistą. Zresztą, słuchając ich wcześniejszych rozmów nie możemy mieć wątpliwości, że wszyscy wyssali rasizm z mlekiem matek.
Autor posługuje się językiem groteski i pure nonsensu w celu opowiedzenia historii kilkorga Żydów, którzy spotkali się razem w starym żydowskim mieście Łodzi i którzy się do żydostwa nie przyznają. Przypomina też dwie ważne rzeczy, których w Polsce nie pamiętamy: prawdę o samonienawiści wybranego narodu oraz prawdę o tym, że my wszyscy - z kręgu kultury judeochrześcijańskiej - jesteśmy w pewnym sensie Żydami.