Tytułowy Misterman to nietuzinkowy mieszkaniec irlandzkiej opustoszałej prowincji, maleńkiej wyspy Inishfee, Thomas Magill. Jesteśmy świadkami codziennego rytuału Thomasa, który odgrywa przed samym sobą spotkania z ludźmi z miasteczka, rozmawia z Bogiem i aniołem o imieniu Edel, z którym wędruje przez wyobrażone miasto niczym Leopold Bloom. Bohatera monodramu Endy Walsha można porównać do Beckettowskiego Krappa, który raz w roku poddaje się rytuałowi nagrywania na taśmę magnetofonową relacji z ostatnich wydarzeń i refleksji na temat minionego czasu, a potem odsłuchuje nagranie, by rozpoznać samego siebie z przeszłości. Thomas jest wyrzutkiem społecznym. Żarliwie religijny, przy pomocy magnetofonu tworzy sobie fikcję życia – stwarza nawet świat zewnętrzny. Doskonale zna nagraną na magnetofon ścieżkę dźwiękową – rozmowy ze znajomymi, matką, mieszkańcami Inishfee – za każdym razem wie, co za chwilę usłyszy i reaguje z wyprzedzeniem. W odpowiedni sposób aranżuje sobie również przestrzeń, pełną rozmaitych rekwizytów udających rzeczywisty świat (na przykład krzyże na cmentarzu zrobione z puszek po Fancie lub kot Trixie, którego zastępuje zwitek starych swetrów). W swoim notatniku zapisuje występki mieszkańców Inishfee, ażeby kiedyś ich ukarać. W jednej chwili z wrażliwego, pełnego czułości chłopca staje się agresywnym psychopatą. Wszystko po to, by zrealizować cel – z pomocą anioła Edela zamienić Inishfee w miasto dobra. Jak daleko posunie się Thomas w swoim dziele zbawienia?