"Niech na moment każdy wyobrazi sobie, że jest wrażliwy. Następnie najlepiej wyobrazić sobie siebie zamkniętego gdzieś na peryferiach cywilizacji. Cywilizacji zapewniającej poczucie bezpieczeństwa, które, choć iluzoryczne, jest ludziom potrzebne. I nagle znajdujemy się poza tłumami, skupiskami, i pseudowspólnotami, gdzie większość szuka tego „bezpieczeństwa". Społeczeństwo będące ratunkiem i „przyjaznym" środowiskiem dla mas, dla wrażliwej bądź/i skrzywdzonej jednostki może być opresją. Konieczność podtrzymywania społecznej egzystencji i uczestnictwa w przepływie informacji, choćby – a może przede wszystkim – wirtualnie, pogłębia rozproszenie i antynaturalność człowieka. Wielość twarzy. Zresztą nie wiadomo, co jest jeszcze naturalne – posądzanie kogoś o antynaturalność jest hipokryzją, coraz więcej ludzi, coraz mniej drzew.
Teraz proszę wyobrazić sobie siebie, w oddzieleniu, zmuszonego do samotnej konfrontacji z tym, co przez całe życie spychamy, zagadujemy, przeinaczamy i zmyślamy. Tę walkę toczyła Virginia Woolf oraz jej marzenie, Orlando. Oswajanie podświadomości, autoanaliza prowadząca do uwolnienia. I pułapka tego założenia.
Może mamy do czynienia z dzisiejszą fantazją na temat Grupy Bloomsbury i jej odizolowania? Z Virginią Woolf jako pierwszą postacią, Leonardem Woolf jako drugą i zmarłym bratem Virginii, Thobym jako trzecią? Fantazja o zamknięciu się w domu państwa Woolf, aby móc znieść ból egzystencji i pielęgnować swoją nieporadność, by jednak ostatecznie zrezygnować i popełnić samobójstwo? Czy to znaczy tyle, co zrezygnować? A może cel został zawczasu osiągnięty? Orlando, duch w poszukiwaniu prawdy, trwa już kilkaset lat i wciąż będzie trwał, gdyż rozwiązanie bynajmniej się nie zbliża. Virginia Woolf mogła być tego świadoma.
Idąc za jednym z tropów Orlanda, 1, 2 i 3 mogą stanowić różne jaźnie, spotykające się wewnątrz czyjegoś mózgu. Może to Orlando? Czy Orlanda? Mężczyzna czy kobieta? Może Orlando i Sasza? I Arcyksiąże? A może Shelmerdine? Albo lustrzane odbicie? Czyje? Wszyscy istnieją wewnątrz, gdzie nie ma czasu.
Albo.
1 (kobieta około trzydziestki) i 2 (mężczyzna po czterdziestce) rezygnują z uczestnictwa w życiu społecznym i zamykają się w odizolowanym od świata zesquatowanym domu. Podejmują próbę zmierzenia się z elementami własnej tożsamości, które toczą ich od wewnątrz – z traumami, niespełnieniem itd. Wieloletnia relacja 1 i 2 wkracza w fazę rozkładu, więc ich decyzja o odcięciu się od świata ma również na celu odzyskanie siebie nawzajem takimi, jakimi być może kiedyś byli. Projektują grę i sami biorą w niej udział. Przebywanie w oddzieleniu uwalnia treści dotychczas ukryte. To jakby seans spirytystyczny bez możliwości pojednania się z wywołanymi duchami.
1 i 2 chcą upłynnić swoją tożsamość, zatrzeć znamiona nadane przez społeczeństwo, choćby poprzez zrzeknięcie się imion czy zwracanie się do siebie bez przywiązywania wagi do płci – na początku sztuki w formach językowych przeciwnych wobec płci biologicznej, później, szukając „realnego" zakotwiczenia w ciele jako czymś niepodważalnym, z nią tożsamych. 1 i 2 gubią się w procesie weryfikowania autentyczności wspomnień i wyobrażeń. Żaden sen nie jest wyśniony, wszystkie zostały zmyślone. Przeszłość staje się snem, wirtualnością, która poprzez sztuczny język zagarnia teraźniejszość. Eksperyment zamiast reintegracji jedynie pogłębia atrofię – oboje pogrążają się w zgryźliwościach cementujących ich katastroficzne myślenie, zagubienie i kompleksy. 1 i 2 nie są w stanie być razem, ale nie mogą też być osobno, wiążą ich ciasne, niewidzialne pęta.
W tekście zastajemy postacie 1 i 2 na zaawansowanym etapie eksperymentu, który od dawna idzie w innym, niż zaplanowany, kierunku. Rozczarowana 1 chce zrezygnować i wrócić do cywilizacji. Z inicjatywy 2 decydują się na ściągnięcie z zewnątrz kogoś, kto pozwoli im wyjść z klinczu dławionej autoagresji oraz agresji rodzącej się z przebywania wyłącznie razem i wobec siebie. Kogoś, kto na nowo tchnie w nich pragnienie. Wystarczy, że się zjawi.
3 (mężczyzna przed trzydziestką) z powodu nagłego impulsu (być może prywatnej tragedii) postanawia (może musi) odciąć się od swojego poprzedniego życia, ułożyć wszystko na nowo. Przybywając do miejsca pobytu 1 i 2, 3 zostaje błyskawicznie wmanipulowany w konflikt między nimi, stając się jednocześnie świadkiem bezradności, jak również ofiarą ich symbolicznej przemocy. Ale to właśnie 3 staje się ostatecznym katalizatorem rozpadu wirtualnego świata, który nieustannie programują sobie 1 i 2.
Może jesteśmy w szpitalu psychiatrycznym. Albo dziecięcym, albo po prostu znajdujemy się w sytuacji z Anioła zagłady Luisa Buñuela. Wariantów jest wiele, mniej lub bardziej ironicznych. Najlepiej osobiście wejść w świat tego intymnego trwania i samemu sprawdzić, czy jest prawdziwe. Jak próbował Orlando, jak próbowała też sama Woolf w tych kilku chwilach istnienia.
Teatr Maat Projekt, prapremiera polska 18.10 2012 podczas Konfrontacji Teatralnych w Lublinie
Link do strony spektaklu: http://teatrmaat.pl/index.php?strona=r-orlando-508
Link do filmu dokumentującego pracę nad spektaklem: http://www.youtube.com/watch?v=mra0A92IDkc
Linki do trailerów: http://www.youtube.com/watch?v=xhkSt4hUpzI
http://www.youtube.com/watch?v=uhAq3n2qbk8&feature=relmfu
Sztuka ukazała się w książce Ikony, pseudoherosi i zwykli śmiertelnicy. Antologia najnowszego dramatu polskiego, ADiT, Warszawa 2015