Pan Hoho to jeden z lokatorów mieszkania pani Lenert. Przeciętny nieśmiały mężczyzna, protokolant. Ot, duchowy kuzyn Józefa K., człowiek bez właściwości. Przez innych domowników traktowany jest z pewnym szacunkiem, może z lekkim pobłażaniem. Do czasu...
Pewnego dnia pan Hoho wpada na pomysł wyznaczenia dyżurów korzystania z lustra. Od tego czasu bohater przechodzi przemianę. Pielęgnuje w sobie przekonanie, że jest obiektem drwin pozostałych lokatorów. Szczególną niechęć kieruje w stronę dziennikarza, pana Piórko. Pan Hoho stopniowo przejmuje kontrolę nad zachowaniem domowników, nakazuje im tytułowanie go "prezesem". W końcu wprowadza dyktaturę − zarządza proces, w którym przydziela pani Lenert i Melindzie odpowiednio rolę obrońcy i prokuratora. Oskarżonym jest oczywiście Piórko. Sprawiedliwy proces jest jedynie iluzją. Pan Piórko przegrywa z brutalną siłą pięści rozjuszonego, upojonego władzą pana Hoho.
W sztuce istotny jest motyw lustra − to ono wydobywa na światło dzienne ciemną stronę ludzkiej psychiki, ukazuje prawdziwe oblicze zahukanego Hoho. Jak mówi pan Piórko:
"Nasza dusza to zagadka… Nie wiadomo, jak sami zachowamy się w różnych, nieprzewidzianych przypadkach… Kiedy jesteśmy zagrożeni… albo kiedy się boimy… Kiedy błędnie oceniamy sytuację… Albo też kiedy po prostu mamy chwilę słabości…"
Jednostka, do tej pory traktowana po macoszemu, stopniowo przejmuje władzę − nie dzięki swojej charyzmie, a presji i szantażowi. Jak odbywa się "budzenie demonów w duszy"? Co popycha jednostki do zachowań ekstremalnych? Pan Hoho jest tragikomedią o terrorze psychicznym. I to nie tylko w skali mikro − utwór Dulęby to parabola odnosząca się do destrukcyjnego wpływu niektórych jednostek czy grup na całe społeczeństwa.