200 lat po końcu ery gender, w świecie, w którym problem płci został dawno rozwiązany, a miłość nie istnieje, spotyka się grupa znajomych i rozmawia o przyjemnych rzeczach spreparowanym językiem przypominającym postschwabowskie i postgombrowiczowskie poszukiwania. Jedyne przesłanki o tym potężnym międzyludzkim zjawisku, jakim była miłość, można znaleźć w spreparowanych mitach i archiwalnych zapiskach przodków. Teraz istnieje wyłącznie przyjaźń, relacje seksualne są emocjonalnie bezpieczne, bo likwidując miłość, pozbyto się zarówno cierpienia emocjonalnego, jak i przemocy. Ludzie są szczęśliwi. Tylko jedno z nich ma jakieś dziwne potrzeby porozmawiania o tym, co to było z tą miłością. I ta osoba mogłaby zasiać stary nowy ferment, mogłaby zburzyć bezpieczny ład nowego społeczeństwa, gdyby... co za paradoks! Gdyby ci nowi ludzie byli nieszczęśliwi. Ale oni są szczęśliwi. I to bardzo.
Każdy człowiek, a już absolutnie każdy człowiek piszący, zadaje sobie choć raz w życiu pytanie: czym jest miłość? Można przyjąć, że ten, kto zaczął być pisarzem, doświadczył którejś z form miłości, bo inaczej jego pisanie byłoby jałowe, obojętnie, o czym by pisał.
Artur Pałyga zadał sobie ten trud, by na owo najsłynniejsze pytanie w dziejach ludzkości dać odpowiedź. W oderwanych od głównej osi dramatu siedmiu "etiudach" pokazuje nam sceny miłości: uduchowioną i pełną miłosnych wyznań, zaborczą i pełną łez, przedszkolną, gdzie Krzyś kocha się w Gosi i chce ją uratować po rycersku, nieszczęśliwą, gdzie Lolo kocha Lolę, ale udaje kogoś innego i ona przestaje kochać Lola, bo pokochuje tamtego kogoś, dojrzałą, gdzie Kuracjusz i Kuracjuszka przeżywają uniesienie i życie staje się tańcem, fanowską i kompulsywną, gdzie Teresa jest w związku ze swoją lodówką i swoim telewizorem i pewnego dnia zakochuje się w aktorze, którym obkleja lodówkę, a ta się psuje i cieknie, wreszcie rutynową, gdzie On i Ona nie potrafią już rozmawiać językiem miłości, bo trzeba odebrać dzieci ze szkoły i ugotować obiad, a mimo to żadne z nich nie chce zgasić wspólnie palonego papierosa, którego żar symbolizuje nadal tlące się uczucie...
Warto jego słowa przeczytać, wypowiedzieć je ze sceny, usłyszeć z ust aktorów i dać się tym słowom ponieść. Albowiem w tej krótkiej, choć nieznośnie gęstej od znaczeń Pomiłości Pałyga zawarł całą swoją wiedzę na temat zjawiska zwanego miłością, a wiedzę ma obszerną. Rzec można: nic dodać, nic ująć.
- Co nieco o szczegółach akcji oraz pierwszej realizacji można przeczytać w ciekawej, wnikliwej recenzji Magdy Piekarskiej na teatralny.pl.