Jest to krótka, 60-minutowa sztuka na dwie osoby, która trafia prosto w samo sedno, zadając pytanie, dlaczego tak wiele wizji seksu naszych czasów w Internecie, magazynach porno i w naszych umysłach to obrazy głęboko sadomasochistyczne i, w swym najgorszym wydaniu, pełne obsesyjnych wyrazów degradacji i okaleczania. Czy są tytułowe szwy?
Sztuka rozgrywa się w londyńskim mieszkaniu, w którym para staje wobec problemu nieoczekiwanej ciąży i musi rozstrzygnąć o swojej przyszłości. Ich wzajemne stosunki są na pozór pozbawione uczuć i nacechowane antagonizmem, jednak w cyklu scen, mających pozory retrospekcji, widzimy, że odgrywają swój chłód i wzajemną agresję. Są to ponure i nacechowane specyficznym poczuciem humoru sceny przedstawiające prostytucję i wykorzystywanie, a ich kulminację stanowi straszna, szarpiąca nerwy, baletowa scena, w której zazdrość partnera i domniemana prostytucja partnerki sprawia, że mężczyzna przestawia kobiecie serię szokujących pornograficznych zdjęć.
To jednak, co w tej sztuce jest odważne i zbawcze, to nagły poruszający zwrot akcji i zmiana optyki, w trzy czwarte drogi zwrot ten stawia tezę, że głęboka skłonność do przemocy w relacjach nie jest jakimś naturalnym impulsem obecnym od początku, lecz konsekwencją, reakcją na pierwotne, wręcz archetypiczne doświadczenie straty i winy. Końcowe sceny sztuki pokazują romantyczną wizję pary, jaką mogliby być i kiedyś byli, zakochanej, kochającej się, planującej wspólne życie i, co dziwne, jest to bardziej chwytające za serce niż wszystkie te krzywdy, które mogliby sobie wyrządzić.
W pełnym napięcia i błyskotliwym przedstawieniu prapremierowym Neilsona, rozegranym w minimalistycznej scenografii Boba Baileya, Selina Boyack tworzy przejmującą kreację jako Abby przy świetnym wsparciu partnerującego jej Phila McKee w roli Stuarta, i chociaż pozostaje otwarta kwestia, w jakim stopniu praca Neilsona jest niedoskonała wskutek fascynacji artysty przeraźliwymi wizjami, którymi z upodobaniem epatuje widza, nie ma wątpliwości, że odwaga, z jaką sięga do samego jądra najbardziej chorych zjawisk naszej kultury, skłania nas do rozważenia, skąd one się biorą i co oznaczają.