Bohaterka dramatu ma zagrać performance. Sztuka ma charakter rytuału. Wiedźma Anna rozbija namiot w okolicach Babiej Góry, czekając na zaprzyjaźnione aktorki, z którymi jest umówiona na sabat. W trakcie oczekiwania na przybyszki, wypowiada magiczne słowa i wykonuje obrzędowe czynności. Wchodząc do wnętrza namiotu, Anna mówi: „Idę dowiedzieć się, co mam pozostawić i co mi już nie służy”. Po wyjściu każdorazowo robi „wdech i wydech” i otwiera się na świat.
Sztuka jest, jak zapowiada podtytuł, „afirmacją kobiecą” – ma rytuałem wesprzeć wszystkie przedstawicielki kobiecej płci. Jest o wyzwalaniu się kobiet z ciążącej wielowiekowej opresji świata. I o siostrzanej więzi z tymi, które były, są i będą. Anna wciela się w rolę Oryny Pawliszanki, którą w XVIII wieku uznano za czarownicę i ścięto „za zbieranie rosy o świcie w ogrodzie za pomocą chusty, i przechadzanie się wśród stada owiec z konewką wody”. Przywołuje też postaci innych potępionych „czarownic”. Anna jest dumna z bycia „wiedźmą” – bycia wolną, nawet jeśli nierozumianą, kobietą. W jej świecie jest miejsce na jedność z naturą, nie czci się w nim jednego bóstwa, nadzór męskiego boga jest w nim zbędny. Jezus, który pojawia się pod koniec sztuki, nie jest Annie potrzebny. „Graj dalej muzykę, robisz to wspaniale” – spławia go obojętnie. Da sobie radę sama. Nawet ze złożeniem namiotu.
Tekst balansuje na pograniczu magicznego rytuału – tu efekt powtarzanych jak mantra fraz i powtarzalność gestów – i humoru (rozmowa z Jezusem). Magiczną aurę tekstu pogłębi grana w tle muzyka.