"Bezdomny: Pan posłucha. Czekam na życie, ale ono nie przychodzi. Czekam na szczęście, ale ono nie przychodzi. Czekam na sprawiedliwość, ale ona nie przychodzi. Czekam na moją żonę, ale ona nie przychodzi. Jedyne, na co nie czekam, to pragnienie, a ono zawsze przychodzi."
P. Turrini, Z miłości
U podłoża tej sztuki leży prawdziwe zdarzenie: pięć lat temu w Wiedniu zdesperowany mąż siekierą wymordował całą swoją rodzinę. Akcję Turrini rozmieścił w planie realistycznym i metafizycznym, gdzie obserwujemy Dobrego Boga, który próbuje stworzenie świata, tańcząc niezdarnie na ulicy. W planie realistycznym podglądamy życie kilkoro mieszkańców Wiednia: małżeństwo (Michael i Elfriede Weber) w fazie kryzysu - ich perypetie są główną osią fabularną sztuki; starszą panią, Ellę Bischof, która uprawia dziwny rytuał - zaczepia przypadkowych mężczyzn w kawiarni, opowiada im, czym była dla niej śmierć męża, następnie wyciąga łyżeczkę i wyjada im tort z talerza - podobnie czyniła, kiedy jej mąż jeszcze żył; Hildę Böhmdorfer, młodą kobietę na zasiłku, która wydzwania do miejskiego urzędu d/s nieletnich, by odzyskać zabrane jej dzieci.
Sztuka Petera Turriniego to krytyczne i gorzkie spojrzenie na współczesny upadek moralny, na świat pozbawiony centrum, w którym ludzie się pogubili, bo albo sami dla siebie stali się bogami, albo stał się nim pieniądz. Jedynym odpornym na pieniądze, ale i ludzkie uczucia, jest Weber, pracownik parlamentu, którego na jego oczach okrada Bezdomny. Chwilę później Weber zabije swoją żonę i córkę.
W świecie Turriniego ludzie pogrążeni są w rozpaczy, a miejscem nieoczekiwanych spotkań jest komisariat policji. Michael Weber przyznając się, że zabił żonę, precyzyjnie podaje miejsce zbrodni. Z tragedii rodzinnej fotograf natychmiast robi medialną sensację. Do więziennej celi Webera wchodzi Hilde, prosząc, by ją zabił. Straciła wiarę w sens życia - po tym, jak opuścił ją mąż, a potem zabrano jej dzieci. Z „ziemskiej" miłości dokonać można rzeczy strasznych - ten powód zabójstwa podaje również Weber Inspektorowi policji.
W ostatniej scenie Bóg znowu rozpaczliwie tańczy pragnąc, żeby ktoś zwrócił na niego uwagę. Może tylko liczyć na zmarłą Florę - córkę Webera, która ma pretensje, że Bóg jej nie pomógł i prosi, by ją ożywił. W tym świecie nawet naiwna dziecięca wiara zostaje wystawiona na szwank.
Jest to także sztuka o związkach i o tym, jak łatwo nie zauważyć i zbagatelizować rzeczy tak ważne jak istnienie świata. Bóg czuje się lekceważony i niedoceniany, jest śmieszny i sprofanowany. Może przydać się chłopakowi do nakręcenia komórką filmu podczas jego kopulacji z dziewczyną, który potem trafi na youtube. W tle spraw absolutnych i międzyludzkich pojawiają się komentarze do obecnej sytuacji ekonomicznej: ludzie z powodu kryzysu i biedy załamują się, odbiera im się dzieci (Hilde Böhmdorfer), erozji ulegają instytucje państwowe. Nawet zdesperowana prostytutka żąda ochrony ze strony państwa i przepędzenia dziwek ze wschodu...
Z miłości pokazuje, jak nad ironicznym poczuciem humoru Turriniego zaczyna dominować melancholia. Znany z krytycznej postawy wobec kościoła i religii po raz kolejny po Bitwie o Wiedeń i Szatanie i śmierci wprowadza na scenę postać Boga, który jest zupełnie bezradny wobec własnego cudu „stworzenia świata".