język polskijęzyk angielski

Ktoś tu przyjdzie

Autor
Tytuł oryginalny
Nokon kjem til å komme
Tłumacz
Grossman-Kliber, Monika
Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Miejsce akcji
Stary dom na brzegu morza

Dwoje ludzi, On i Ona, kupili stary dom malowniczo położony na odludziu, na urwisku nad morzem. On ma lat 50, ona 30. Mówią, że mieli szczęście, że się odnaleźli, ale wydaje się, że w ich związku jest więcej desperacji niż uczucia. Kwestia "jesteśmy sami razem, nareszcie sami" jest powtarzana przez dwoje kochanków niczym mantra, która ma ich uchronić przed wszystkim, co złe, przed zagrożeniami, jakie niesie świat zewnętrzny i inni ludzie. Jednak strach przed wtargnięciem w ich ciasny, intymny świat obcego zostaje zaspokojony, kiedy wymarzoną samotność we dwoje zakłóca intruz. Jest nim człowiek, od którego kupili dom. Żyjąc na odludziu, jest bardzo spragniony towarzystwa. Rozmawia z kobietą, zachęca ją do wzajemnych kontaktów, opowiada, że w tym domu mieszkała i umarła jego babka, jej ukochany podgląda tę scenę zza węgła. Kiedy obcy odchodzi, mężczyzna robi kobiecie wyrzuty. Jest zazdrosny. W kolejnej scenie para ogląda dom, udziela się im jego gęsta, mroczna atmosfera. Dom jest nieposprzątany, wszędzie czuje się obecność staruszki, pełno jest rodzinnych portretów, pamiątek i przedmiotów, które pamiętają poprzednią lokatorkę. On i Ona traktują swój nowy dom jako fortecę, cały czas nerwowo wyglądają przez okna, jakby przeczuwając ponowne pojawienie się nieznajomego. Jakby prowokując je. W końcu rozlega się pukanie. Kochankowie nie otwierają. Czują się oblężeni. Ale przedłużające się pukanie zmusza ich do otworzenia drzwi. Mężczyzna chowa się w jednym z pokoi. Kobieta wychodzi naprzeciw Nieznajomemu. Przybysz przyniósł piwo, chce się zaprzyjaźniać, wymienia się z kobietą numerami telefonów, nie widząc mężczyzny, staje się nieco namolny. Jednak chłód kobiety zmusza go do wyjścia. Jej partner leży w sąsiednim pokoju, jest przestraszony. Ona też przyznaje, że się boi. Pojawienie się nieznajomego staje się rysą na ich całkiem nowym, ledwo rozpoczętym życiu. Oni jednak mimo to usiłują odprawiać swój magiczny rytuał: "zawsze będziemy sami razem, sami w sobie nawzajem". Znów, podobnie jak w innych sztukach Jona Fossego, celem autora jest poszukiwanie tego, co w człowieku tajemnicze, niewypowiedziane, ukryte. Ascetyczna forma, minimalizm formalny, subtelnie zarysowana sytuacja niosą ze sobą wielki ładunek emocjonalny. 

Jednak jednym z wiodących bohaterów tej sztuki jest również język, bardzo charakterystyczny dla tego autora, oszczędny, prosty, zarazem wyrafinowany, epatujący specyficznym rytmem, melodią, powtórzeniami, które nadają tekstom trochę hipnotyczny charakter.  Jakby bohaterowie za jego pomocą niczym magicznym zaklęciem usiłowali, bez powodzenia niestety, zaczarować otaczającą ich rzeczywistość. Istotę sztuki stanowi dążenie bohaterów do ukrycia się przed światem oraz ciągły strach przed tym, że to nie ma prawa się udać.