Druga z cyklu trzech dramoletów Thomasa Bernharda, poświęconych Clausowi Peymannowi. Słynny niemiecki reżyser osiadł już na dobre w Wiedniu. Po przymierzeniu sześciu par letnich i ekskluzywnych spodni włoskiej marki Zegna, a także wybraniu i zakupieniu jednej z nich, spotyka się na spacer oraz wspólny obiad z samym autorem sztuki. Mężczyźni w drodze do restauracji komentują nowy nabytek dyrektora Burgtheater. Wspominają czasy, w których reżyser przy minus dwudziestu stopniach na zewnątrz chodził jeszcze w postrzępionych dżinsach i koszulce z napisem Coca Cola. Było to, zanim wystawił Ifigenię w Stuttgarcie. Według Bernharda to właśnie po Ifigenii odmieniło się życie i kariera Clausa Peymanna. W ich rozmowie w luźny sposób mieszają się wątki ekonomiczne z artystycznymi czy nawet politycznymi. Jak w sztuce mówi sam Bernhard jako postać:
"mnie teatr jest wstrętny
pociąga mnie
bo jest mi wstrętny".
Bernhard-autor w kolejnej odsłonie wariacji na temat kariery słynnego niemieckiego reżysera drąży głębiej i tym razem bardziej niż na Peymannie dyrektorze skupia się na Peymannie artyście i człowieku. Ukazuje jego fascynację teatrem, ale również jego niekończącą się potrzebę atencji oraz aplauzu. Tłem dla ich rozmowy staje się sama Austria jako najbardziej okrutna spośród szekspirowskich komedii. Pisarz, znany ze swojej niechęci do wiedeńskiego Burgtheater, a także krytycznego stosunku do swoich rodaków, tropi więc w swojej jednoaktówce również polityczno-kulturowy kontekst, w jakim przyszło funkcjonować nowemu dyrektorowi. Zwieńczeniem sztuki jest ostateczne zasiąście mężczyzn w restauracji o nieprzypadkowej nazwie "Zauberflöte" (tł. "Czarodziejski flet"), w której, jak się okazuje, poza nimi siedzą również: austriaccy ministrowie, wicekanclerz czy nowo wybrany prezydent. Czyli, zdaniem Thomasa Bernharda - postaci sztuki - sami idioci albo naziści.