Życie składa się z małych czynności, śmiesznostek. Spacery z psem. Remont domu. Wyczuwanie kopnięć dziecka w łonie. Ta sielanka może w jednej chwili zostać gwałtownie przerwana.
Tak dzieje się w polifonicznym dramacie Maliny Prześlugi. Nagłe bombardowanie wytrąca bohaterów z rytmu, zaburza pozornie nienaruszalny ład. Wszelkie "problemy pierwszego świata" przestają mieć znaczenie. Czyjś mąż nie przychodzi do domu, umiera pies, zamykane są kina i kawiarnie, budynki zmieniają się w gruz. Wojna trwa w najlepsze. I jest coraz gorzej. Dochodzi do tego, że przeciętni przedstawiciele klasy średniej stają się uchodźcami. Ale Prześluga nie wspomina o, choćby, Syrii - pisze o hipotetycznej Polsce z przyszłości, rozdartej konfliktem militarnym.
Pozornie uprzywilejowani obywatele dokonują masowego exodusu za granicę kraju. Owa ucieczka poprzedzona jest sceną absurdalnego kursu "bycia uchodźcą" (który "pomaga" wczuć się w nadchodzące upodlenie). Nie dla każdego ta wędrówka skończy się pomyślnie. Ale w człowieku w sytuacji ekstremalnej kiełkuje niezłomna wola życia, jak u "osy w szklance z herbatą, drzew, co wyrastają na betonie, dwuletniego ziemniaka, kiełkującego w piwnicy bez światła"... Właśnie ta siła każe kolejnym osobom płynąć na przepełnionych pontonach ku granicom Europy, pomimo świadomości ogromnego ryzyka. Ten problem może niegdyś dotyczyć i nas, pozornie nietykalnych, alienujących się.
"Wszystkie te zdarzenia dnia codziennego, które nam się wydają sprawami nie do przejścia, mogą przecież z dnia na dzień stracić znaczenie. I nagle cały ten nasz dobrobyt mentalny, ta beztroska, bezrefleksja kończą się ot tak" - mówi autorka w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi Dialog (/2019).
Prześluga stworzyła dzieło, w którym mistrzowsko zmienia tonacje - najpierw wprowadza odbiorcę w stan komfortu, usypia jego czujność, a następnie atakuje z całą mocą. W finale los człowieka komentują drzewo i kamień - milczące nieożywione struktury, które ostatecznie zyskują większe znaczenie niż upodlony, stłamszony człowiek. A leitmotivowe słowa "Wszystko jest dobrze", choć przez większą część utworu jawią się jako mantra, autoafirmacja, a następnie rodzaj modlitwy pomagającej przetrwać koszmar wojny - w finałowej piosence obracają się przeciwko tym, którzy odwracają wzrok od tragedii.
- Sztuka ukazała się w zbiorze To mogło być śmieszne, ale nie było. Osiem dramatów nakładem ADiTu w roku 2022.