Strach na wróble ma jeden wielki kompleks – mianowicie nie potrafi straszyć. Niewesoła dola! Dlatego Strach, razem ze swoją przyjaciółką Kawką, niczym jego imiennik z Czarnoksiężnika z Oz, udaje się w podróż, która okaże się inicjacyjna.
Strach i Kawka poszukują legendarnego Potwora z Bagien, który mógłby odkryć przed nim arkana straszenia. Po drodze przyłącza się do nich miły i puchaty trzmiel, który także chciałby uchodzić za kogoś groźniejszego, niż jest w rzeczywistości. Trio spotyka nie tylko Potwora (który okazuje się dość styrany swoją profesją), ale i Doktora z wielką strzykawką (który chce przecież tylko leczyć ludzi!), Czarną Kosmatą Łapę, pocieszne leśne Echo (będące na "echowym" stażu), a w końcu kłócących się Mamę i Tatę…
I kiedy Strach znajduje w końcu odpowiedni "obiekt testowy" – małą dziewczynkę imieniem Zojka, córkę kłócących się rodziców – okazuje się, że straszenie wcale nie jest tak pasjonującym hobby, jak z początku się Strachowi wydawało. Co więcej, wszystkie techniki straszenia, których się nauczył, okazują się niewiele warte – bo strach przede wszystkim pochodzi z wewnątrz, jest częścią nas samych. Ostatecznie Strach powie Zojce:
"Nikt nie jest zły przez cały czas. Nawet najbardziej przerażający potwór gdzieś tam w środku lubi, jak się go pochwali. Nawet ponury i straszny las okazuje się być zielony i pachnący, gdy wyjdzie słońce. Straszne świecące oczy to tylko oczy. A oczy nie zrobią ci przecież krzywdy. A na czarnej i kosmatej łapie bardzo wygodnie się śpi. I każda kłótnia kiedyś się kończy. Każda. A wiesz, co się nie kończy? Miłość. I przyjaźń. Zapamiętaj to, Zojko, dobrze? To moja lekcja straszenia".
Prześluga po raz kolejny prezentuje swój talent lingwistyczny i ogromną wyobraźnię sceniczną – zastosowane w tekście zabiegi są kopalnią pomysłów dla inscenizatorów ze zmysłem plastycznym. Autorka stworzyła mądry, ciepły, ale i niezwykle zabawny tekst – i ponownie udowodniła, że potrafi również myśleć teatrem