język polskijęzyk angielski

3

Klątwa bliźniaczek

Tytuł oryginalny
Liars at a Funeral
Tłumacz
Orczykowska, Marta
Gatunek sztuki
Farsa
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły obsady
5 aktorów gra w sumie 10 postaci
Prapremiera
Blyth Festival, Canada, reż. Krista Jackson, 2023

Na pogrzeb zmarłej na zawał Mavis zjeżdża się cała rodzina. W pierwszej scenie poznajemy mocno wahającą się przed wejściem do domu pogrzebowego córkę Mavis, Evelyn, która utrzymuje bardzo luźne stosunki z rodziną i uczestnictwo w ceremonii jest dla niej ciężką próbą. Evelyn rok wcześniej uciekła w ostatniej chwili z pogrzebu swojej siostry bliźniaczki, Sheili, która odbiła jej męża i po stronie której stanęła Mavis. Evelyn ma dwie córki bliźniaczki, z którymi po wyjeździe z rodzinnego małego miasteczka do stolicy również utrzymuje bardzo słaby kontakt. Tym skomplikowanym relacjom winna jest, jak głosi rodzinna legenda, klątwa bliźniaczek… 

Dla dodania otuchy Evelyn zabiera ze sobą na pogrzeb swojego bliskiego przyjaciela geja, którego – z uwagi na obecność swojego byłego męża oraz dla zamaskowania  swojego lesbijstwa – prosi o udawanie jej narzeczonego, które to nieudolne wysiłki zrodzą szereg humorystycznych sytuacji. Evelyn nie jest bynajmniej jedyną osobą, która na tym pogrzebie coś udaje. W tej rodzinie mniej lub bardziej kłamią i udają wszyscy: córka Mii ukrywa ośmiomiesięczny brzuch ciążowy pod wielkim szalem, eksmałżonek Evelyn, dbając rzekomo o nawodnienie i środowisko, popija z butelki wielokrotnego użytku wysokoprocentową „wodę”. Balsamista zwłok zakochany w drugiej z bliźniaczek, Didi, udaje przed sobą i światem, że czuje do niej wyłącznie przyjaźń. Na tle tych małych i większych kłamstewek komicznie jawi się „radykalnie uczciwy”, naiwny i dobroduszny jak golden retriever chłopak Mii, Kam. Mistrzynią kłamstwa jest jednak tego dnia babcia Mavis, która – jak się szybko okazuje dla widzów dramatu, a nieco później dla jego bohaterów – jedynie upozorowała własną śmierć, żeby w odpowiedniej chwili wyskoczyć z trumny z głośnym „a kuku” i zjednoczyć ściągniętą pod tym pretekstem rodzinę, kładąc raz na zawsze kres "klątwie bliźniaczek" i wynikającym z niej rodzinnym niesnaskom. 

Bardzo barwnie zarysowana przez Sophię Fabilli postać Mavis tryska energią życiową i humorem (choć jak się na końcu okaże, skrywa jeszcze jeden mroczny sekret). Dwoi się i troi, by skutecznie zrealizować swój plan, który musi wciąż ulegać kolejnym modyfikacjom. Bo spóźnia się jedna z bliźniaczek, a po chwili gdzieś znika druga. Bo oto z urlopu nieoczekiwanie wróciła niewtajemniczona w konspirację właścicielka zakładu (na szczęście wielce napalona na mężczyzn, co Mavis sprytnie wykorzysta przy pomocy swojego ekszięcia). Bo rozszalała się burza, a w jej wyniku zwalone drzewo odcięło prąd i drogę wyjazdu. Bo ukrywająca swoją ciążę Mia zacznie nagle rodzić (córki bliźniaczki!). Bo wreszcie samej Mavis zachce się siusiu, co sprawi, że wpadnie na parę osób i zgrabnie zacznie udawać… przybyłą na pogrzeb własną siostrę bliźniaczkę. Jak przystało na rasową farsę, komplikacje mnożą się w nieskończoność, po scenie wciąż biegają spanikowani bohaterowie, drzwi nie zamykają się i tempo sztuki nie zwalnia ani na moment. Ciepła komedia Sophii Fabilli o relacjach rodzinnych nie szczędzi nam do samego finału niespodzianek. Autorka bardzo zręcznie i efektownie rozpisała dziesięcioosobową sztukę na pięcioro aktorów, choć wciąż mamy wrażenie, że jest ich cały tłum.
 

Główna wygrana

Tytuł oryginalny
Jackpot
Tłumacz
Abrasowicz, Gabriela
Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Prapremiera
Kunst Tatar, Zagrzeb, 2023, reż. Ivor Martinić

Sara i Goran są młodym małżeństwem. Mieszkają na przedmieściach Zagrzebia – bo jak dotąd zgodnie preferowali spokój i zacisze obrzeży nad głośne, zatłoczone centrum miasta. Nim rozpocznie się akcja, para w wyniku wygranej w krajowej loterii pieniężnej zostaje milionerami. Spektakl nie rozpoczyna się więc od nagłej, szokującej informacji o wygranej. Kiedy ich poznajemy, emocje zdążyły już okrzepnąć i para na spokojnie poustalała cele. Spłata kredytów swoich i brata Sary, przeprowadzka do centrum (które nagle okazuje się nie takie złe), zafundowanie wspólnej wycieczki do Nowego Jorku dla siebie i znajomych, w przyszłości dziecko (którego dotąd nie mieli w planie), polansowanie się w mediach, przeznaczenie części pieniędzy na leczenie dla najbardziej potrzebujących (po skrzętnej analizie przedstawionych im zdjęć i zaświadczeń oraz dokonaniu selekcji), no i może odłożenie reszty na czarną godzinę. Ale najpierw zapraszają do siebie na oblewanie tej okazji swoją najlepszą przyjaciółkę. Sanja zna obojga od ponad dwudziestu lat i to jej oczami patrzymy na Sarę i Gorana sprzed i po ich diametralnej zmianie statusu ekonomicznego. Zmieniło się bardzo wiele. Ta trójka, niegdyś sobie najbliższa, zaczyna się traktować z pewną nieufnością, która szybko przeradza się w napięcie i wzajemny atak. Autor umiejętnie prowadzi aktorów i akcję w taki sposób, że choć widać jaskrawo, jak bardzo nagle powstała różnica statusu materialnego zmienia relacje między ludźmi, to wcale nie jest do końca oczywiste, na ile wina za rozpad relacji leży po stronie zwycięzców loterii, a w jakim stopniu po stronie nieradzącej sobie emocjonalnie z ich nowym statusem przyjaciółki, której obiektywność również można by poddać weryfikacji.

Ciekawym zabiegiem autora jest wprowadzenie dystansu do odgrywanych w spektaklu postaci poprzez rozdzielenie akcji scenicznej od „zawiadujących” nią aktorów odgrywających role trójki przyjaciół. Spektakl jest bowiem rzekomo częścią scenariusza filmowego, na którego zabrakło… finansów. W ten sposób aktorzy odgrywają swoje sceniczne i prywatne „persony”, które na sam koniec sklejają się w jedno. 

Zniknięcia

Autor
Tytuł oryginalny
Dispariţii
Tłumacz
Kornaś-Warwas, Joanna
Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
W 2023 odbyła się niemiecka prapremiera tej sztuki w Uckermärkische Bühnen Schwedt, jak i węgierska prapremiera w Szkéné Theater Budapest / SzínMuHely Alapítvány.
Szczegóły obsady
aktorzy i aktorki grają po dwie postaci
Prapremiera
17.09.2019, Yorick Studio Târgu Mureş, reż. Sebestyén Aba

Sztuka bodaj najczęściej wystawianej w Rumunii autorki młodego pokolenia, Elise Wilk, obejmuje wydarzenia od II Wojny Światowej, przez upadek reżimu Ceaușescu, aż do czasów współczesnych. Nagrodzone w konkursie AURORA Zniknięcia to nie tyle opowieść o wielkich wydarzeniach historycznych, ile o pojedynczych życiorysach, na które owe wydarzenia wpłynęły. Skupienie się na jednostkowym doświadczeniu, osobistych tragediach i rodzinnej historii pozwala autorce w niezwykle poruszający sposób ukazać losy trzech pokoleń rodziny Sasów siedmiogrodzkich (mniejszości niemieckiej w Rumunii).

Każda z trzech niechronologicznie ułożonych części dramatu skupia się przede wszystkim na losach jednej osoby, każda ma też swojego narratora. Poznajemy więc historię inwigilowanej przez służby Marthy, która marzy o emigracji, ale nie może na nią dostać pozwolenia, albo Kathi, której ukochany Max kazał wyjść za mąż za Niemca, żeby uniknęła wywózki do obozu pracy. Ostatnia część, dziejąca się już po wstąpieniu Rumunii do Unii Europejskiej, skupia się na Emmie, która przez całe życie pozostała w kraju. Konstrukcja dramatu sprawia, że dopiero na końcu rozumiemy, jak łączą się ze sobą losy poszczególnych członków rodziny. Jak ucieczka jednej osoby (i rozczarowanie Zachodem) wpłynęła na życie drugiej, jak różne strategie radzenia sobie z traumą rozłąki stosują poszczególne postaci, a przede wszystkim jak krzywda przenosi się z pokolenia na pokolenie.

W sztuce mieszają się głosy żywych i umarłych, którzy występują w roli narratorów komentujących kolejne wydarzenia. Zabieg ten w połączeniu z żywym, poetyckim językiem i dynamiczną dramaturgią pozwala w szalenie subtelny sposób zmierzyć się z tematem pokoleniowej traumy wywoływanej czy to wojną, czy zesłaniami do syberyjskich łagrów, czy nagłą i niezapowiedzianą emigracją do Niemiec kolejnych członków rodziny. To także opowieść o biedzie i wstydzie specyficznym dla mieszkańców Europy Wschodniej, ciągle spoglądających w stronę lepiej usytuowanych mieszkańców Zachodu. Krótko mówiąc, sztuka Wilk to zbiorowy głos mniejszości, w którym w zaskakująco łatwy sposób odnaleźć można echa współczesnych grup mniejszościowych, wciąż na podobne sposoby krzywdzonych przez los.

Sen o jesieni

Autor
Tytuł oryginalny
Draum Om Hausten
Tłumacz
Frątczak-Nowotny, Elżbieta
Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Prapremiera polska
29 października 2004, Teatr im. Juliusza Słowackiego, Kraków, reż. Mariusz Wojciechowski

Mężczyzna i Kobieta spotykają się przypadkiem po latach na cmentarzu. Jest szara, ciemna jesień. On jest już żonaty i ma syna, ona wciąż jest samotna. Czy to przypadkowe spotkanie na zawsze zmieni ich życia? Czy miłość i śmierć są ze sobą nierozerwalnie połączone? Czy kiedyś obudzimy się z tego koszmarnego snu? W Śnie o jesieni Fossego nic nie jest jednoznaczne, nie jest to jednak bynajmniej sztuka realistyczna, a raczej rodzaj przypowieści, w ramach której w cmentarnych cieniach przemykają najgłębsze i najbardziej skryte elementy ludzkiego doświadczenia.

Oniryczna, melancholijna sztuka noblisty, Jona Fossego, oscyluje między snem a jawą, światem duchów i rzeczywistością. Czas płynie nieregularnie, rwany nagłymi skokami, żeby po chwili powrócić do przeszłości albo znów wychylić się do przodu. Akcja rozpięta jest między wspomnieniem a teraźniejszością, które wzajemnie się przenikają. Język – odwrotnie – rytmicznie powtarzające się, wręcz odruchowe frazy nadają sztuce rodzaj medytacyjnego porządku. Raz Mężczyzna i Kobieta flirtują ze sobą snując filozoficzne rozważania, zaraz jednak okazuje się, że on przyszedł na cmentarz, żeby pogrzebać swoją babcię. Członkowie jego rodziny pojawiają się i odchodzą w rytm pogrzebów: babci, syna, ojca Mężczyzny. Ona na żaden z nich jednak nie dociera. Odsuwa się od wszystkich, opuszcza rodzinę. Nie wiemy, czy to głęboka, egzystencjalna desperacja, czy pożądanie, a może zwykłe, codzienne wątpliwości doprowadziły go do takiej decyzji. 

Rozważania na ten temat Fosse prowadzi jednak nie na planie psychologicznym, a raczej w świecie snu i duchów. W pozornie zwyczajnych, rytmicznych dialogach podskórnie tlą się uczucia, które wpływają na błąkające się po cmentarzu postaci. Tęsknota za dawną miłością, niekończące się wyrzuty matki względem syna, który zniszczył rodzinę, czy strach przed śmiercią i samotnością.

Wyścig pingwinów

Autor
Tytuł oryginalny
Elephants
Tłumacz
Rozhin, Klaudyna
Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
czarna komedia
Prapremiera
grudzień 2014, Hampstead Theatre London, reż. Tamara Harvey

Jest Wigilia: choinka już udekorowana, prezenty zapakowane, a świąteczny jadłospis zwiastuje prawdziwą ucztę. Typowi przedstawiciele brytyjskiej klasy średniej, Richard i Sally, czekają już tylko na Daisy (ich córkę) i parę przyjaciół: Dicka z Valerie. Wielkim nieobecnym będzie jednak niedawno zmarły brat Daisy, Chris. Na szczęście Sally postanowiła zaprosić… jego byłą dziewczynę, Lizzy. Te święta będą inne, jak postanawia Sally: nie będzie rodzinnych kłótni, afer i ekscesów, a wszyscy w zgodzie poddadzą się świątecznej atmosferze… prawda? Jeszcze zanim pojawią się pierwsi goście, plany zaburzy e-mail od Daisy, która używając zaczerpniętego prosto z psychoterapii języka chce ustalić „zasady i granice” bożonarodzeniowego spotkania. Richard, żeby ostudzić emocje, już teraz sięga po drinka – obowiązują go przecież zwiększone „świąteczne limity”. Tymczasem Pan Biszkopcik, malutki, przygarnięty niedawno przez gospodarzy kociak, złowrogo syczy ze swojego transportera na wszystkich dookoła, zwiastując rychłą towarzyską katastrofę.

Maski spadną głównie za sprawą przeżywającej wciąż śmierć brata (i własną próbę samobójczą) Daisy. Kiedy ta orientuje się, że na liście gości jest Lizzy, uznaje, że tego już za wiele i nie zamierza dłużej bawić się w tę świąteczną sielankę mającą przykryć wciąż żywą żałobę. Choć bezustannie powtarza pod nosem wyuczoną na terapii mantrę „RAZ – DWA – TRZY – SPOKÓJ”, uprzejmą konwencję świątecznego spotkania od teraz zastąpią jej szczere do bólu, zjadliwe tyrady i prowokacje. Na jaw wyjdą skrywane głęboko sekrety i niewygodne prawdy, a wszystko to w atmosferze coraz intensywniejszego ekscesu. Napiętej sytuacji nie pomaga fakt, że do końca świąt goście są w zasadzie na siebie skazani – autobusy w okresie świątecznym nie kursują.

Wyścig pingwinów to solidna dawka dramatu rodzinnego, ale i ostrego, czarnego humoru – znajdą się nawet elementy realizmu magicznego! Świetnie napisane postaci, zręczne operowanie dramatycznymi konwencjami, dynamiczne dialogi, żywy, autentyczny język i zaskakujące zwroty akcji sprawiają, że sztuka Heiney to tyleż emocjonalny rollercoaster, ile najwyższej próby rozrywka. To jednak nie tylko demaskacja obłudnej klasy średniej, ale świąteczna opowieść pełną gębą – wszak gdzieś wśród kłamstw i rodzinnych koszmarów wciąż tli się autentyczna więź…

Kto otruł kota…?

Tytuł oryginalny
The Murder Room
Tłumacz
Woźniak, Daniel M.
Gatunek sztuki
Farsa
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Czas akcji
współcześnie, początek czerwca
Miejsce akcji
wiejska posiadłość Edgara kilka mil od Harrogate, Yorkshire, Wielka Brytania

Napisana przez amerykańskiego dramatopisarza Jacka Sharkeya w 1977 roku sztuka to szalenie śmieszna i jedyna w swoim rodzaju farsa kryminalna. Jej głównym bohaterem jest żyjący w Wielkiej Brytanii wdowiec, ojciec dorosłej córki oraz właściciel wiejskiej posiadłości – Edgar Hollister. Mężczyzna oszołomiony zgrabnymi nogami ponętnej Mavis Templeton postanawia ożenić się z nią po zaledwie kilku tygodniach od poznania. Aby zdobyć zainteresowanie kobiety, postanawia udawać starszego niż jest w rzeczywistości. W tym celu zakłada perukę oraz sztuczne wąsy! Tymczasem niczego nieświadoma Mavis uknuwa spisek ze swoim kochankiem Jamesem Crandallem, inspektorem policji, w ramach którego postanawiają po ślubie kobiety z Edgarem otruć jej nowego męża jego ulubionym kakao doprawionym śmiercionośnym cyjankiem, aby przejąć władzę nad jego majątkiem… Nie biorą jednak pod uwagę faktu, że Edgar może nie posiadać aż tak dużego majątku, jak sobie wyobrażają, ale również, że wcale nie jest starszym, zniedołężniałym panem i może zacząć podejrzewać spisek, przez co nie wszystko pójdzie po ich myśli, a śmiertelnym kakao zostanie napojony niewinny i niczego nieświadomy kot Mavis. Kobieta, chwytając się ostatniej deski ratunku, postanawia zastrzelić swojego świeżo poślubionego męża, jednak i tu może nie przewidzieć pewnych okoliczności… bo kto wie, czy w magazynku były na pewno prawdziwe naboje? Tak czy inaczej, Edgar znika w niewyjaśnionych okolicznościach, rozpoczyna się śledztwo, a jakby było jeszcze za mało nagromadzenia komplikacji, to w tym samym czasie powraca do domu po ukończeniu studiów córka Edgara Susan wraz ze świeżo poznanym na statku narzeczonym Barrym, a gosposia Lottie zaczyna coraz odważniej wyrażać swoje podejrzenia względem Mavis. Problem w tym, że śledztwo prowadzi nie kto inny jak jej kochanek! Cała nadzieja więc w tajemniczym komisarzu policji Abelu Howardzie, który zaskakująco przypomina zaginionego Edgara…

Z połączenia kryminalnego wątku zabójstwa oraz następującego po nim śledztwa z typowo farsowymi rozwiązaniami dramaturgicznymi powstała wciągająca sztuka, którą czyta się z zapartym tchem, jednocześnie bawiąc się przy tym na całego. Jack Sharkey przeprowadza swoich czytelników oraz potencjalnych widzów spektaklu przez intrygę pełną niespodziewanych zmyłek i zaskoczeń. Nawet kiedy sztuka będzie zmierzać już do swojego szczęśliwego zakończenia i wyjaśnienia, nie możemy być pewni, że autor nie wyciągnie jeszcze jakiegoś kolejnego asa z rękawa. Dobra zabawa gwarantowana!

Chmurne dni, słoneczne dni

Tytuł oryginalny
Something Cloudy, Something Clear
Tłumacz
Woźniak, Daniel M.
Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Prapremiera
The Bouwerie Lane Theatre, Nowy Jork, reż. Eve Adamson, 1981

Jest lato, rok 1940. W niewielkiej chacie na plaży Cape Cod w pobliżu Provincetown osamotniony nieco i sfrustrowany młody dramatopisarz tworzy sztukę, która ma być jego debiutem na Broadwayu i na którą z niecierpliwością czekają jego producenci. Niezbędne mu do życia wyposażenie chaty stanowią maszyna do pisania, patefon i duża ilość alkoholu. August miota się między dotkliwym brakiem pieniędzy a silną potrzebą niezależności, starając się w jak najmniejszym stopniu ulegać naciskom swoich chlebodawców. Kiedy na plaży pojawi się rozkapryszona nieco, ale charyzmatyczna Clare i jej olśniewający zmysłowym tańcem domniemany brat Kit, August po raz pierwszy znajdzie coś, na czym zdoła skupić się w równym stopniu co na swojej sztuce. Z pozoru wszystko wydaje się czystym pięknem, beztroską, zabawą. Pierwsze miłosne spełnienie Augusta zafascynowanego młodym tancerzem ma smak rumu i zapach piaszczystego wiatru. Kit nie odwzajemnia uczucia, ale z jakichś powodów zdaje się być mocno zaangażowany w tę chwilową relację. Wszystko jest intensywne, choć lekkie i niezobowiązujące jak ich wspólne błyskotliwe dyskusje na temat sztuki. Lecz gdy po chwili orientujemy się, że opowieść jest retrospektywą, że oglądamy obraz przefiltrowany przez umysł pisarza, który wspomina tamto być może najważniejsze lato, lato pierwszej miłości, pierwszego homoseksualnego spełnienia, obraz nabiera nuty boleśnie nostalgicznej. Z  perspektywy 40 lat, które minęły od tamtego spotkania,  wiadomo już, że Kit chorował wtedy na zaawansowane stadium raka mózgu, Clare, nie będąc wcale jego siostrą, pozostawała w płatnym związku z miejscowym gangsterem, borykając się z cukrzycą. 

Nostalgiczność Chmurnych dni oddziałuje tym silniej, gdy wiemy, że sztuka jest autobiograficzna i opowiada o lecie w 1940 roku, kiedy Williams spotkał na plaży Cape Cod ukrywającego się przed wojskiem kanadyjskiego tancerza Kita, swoją pierwszą miłość. 
 

Mój niepokój ma przy sobie broń

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły obsady
możliwe różne wersje obsadowe, aktorzy odgrywają różne postaci
Czas akcji
nieokreślony
Miejsce akcji
Wyspa Liliputów, Wyspa Arvo, Wyspa Hibakusza, Wyspa Troskliwych
Prapremiera polska
12.01.2013, Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach, reż. Julia Mark

Sztuka Mateusza Pakuły Mój niepokój ma przy sobie broń to szalona i oryginalna reinterpretacja klasycznej, osiemnastowiecznej powieści Podróże Guliwera Jonathana Swifta. Teatralny Guliwer wraz z dwoma muzykami – których nazywa szarymi eminencjami ​​„co zawodowo otwierają portale” – stają się naszym przewodnikiem po tej zaskakującej podróży. Co jednak istotne, głównemu bohaterowi bliżej do everymana niż charakterystycznej i rozpoznawalnej jednostki. W tym szalonym, postmodernistycznym locie poza czasem i przestrzenią, w którym mieszają się cytaty z Michela Houellebecqa, Swietłany Aleksijewicz, Umberto Eco, Lany Del Rey i Olgi Tokarczuk, nie ma jednego Guliwera. Guliwer staje się wymienną i przejmowaną przez aktorów i aktorki funkcją. Może być nim każdy, a co za tym idzie, nikt nim nie jest w rzeczywistości. 

Guliwer Mateusza Pakuły wyrusza w podróż po kolejnych wyspach, choć deklaruje, że nienawidzi zarówno podróży, jak i podróżników. Najpierw odwiedza krainę Liliputów, pozostających w żałobie po zmarłym dyktatorze, który kontrolował liczbę urodzeń, a także pilnował, aby jego podwładni „się nie przeżerali jak te wstrętne zepsute z USA grubasy”. Później trafia do Renifera Arvo, który nie ruszając się z miejsca podróżuje po świecie symulakrów – archiwum rzeczywistości. Następnie trafia na wyspę fluorescencyjnych golasów, skażonych na skutek atomowego wybuchu. Aż w końcu dociera do krainy teletubisiopodobnych Troskliwych Misiów, które spędzają swój czas na śpiewaniu piosenek Bryana Adamsa i wspólnym robieniu „fik fik” – czyli uprawianiu seksu. 

Mój niepokój ma przy sobie broń to karykaturalna dystopia odsyłająca do naszej rzeczywistości. Świat terroru możliwości, który nieubłaganie chyli się ku końcowi i ostatecznemu rozkładowi. Śmietnik informacji. Mateusz Pakuła swojego bohatera wyposaża w tytułowy niepokój oraz broń. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że Guliwer w kolejnych aktorskich odsłonach, pozbawiony jednej, konkretnej tożsamości, okazuje się całkowicie bezradny wobec wielości wysp oraz tego (i kogo), co na nich spotyka. Ostatecznie pozostaje więc – tylko i wyłącznie – niepokój, a także pijana i naćpana Lana Del Rey, śpiewająca Video games jako „souvenir” z tej dzikiej i zaskakującej podróży.

Marcin wieczny Artur

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Czas akcji
współcześnie
Miejsce akcji
mieszkanie Marcina, konfesjonał, gabinet psychologa, szkoła podstawowa plus gimnazjum, dom Harri Puttara, pod stołem u dziadziusia Heniusia

Mateusz Pakuła swoją sztukę o trudach dojrzewania, samotności i różnych odcieniach chłopięcości zadedykował swoje młodszemu bratu: Marcinowi Pakule. W samym tytule sztuki odniósł się jednak również do (trudnej do doścignięcia) legendarnej postaci króla Artura, ukoronowanego w wieku piętnastu lat [sic!], zdobywcy słynnego miecza Ekskalibura oraz założyciela Bractwa Okrągłego Stołu. Z tego połączenia wątków – współczesnego, prywatnego oraz pomnikowego, mitycznego, a także wielu innych intertekstualnych nawiązań i odniesień – powstał niezwykle przenikliwy tekst o dorastającym chłopcu, który nie wpisuje się w kulturowe oczekiwania i stereotypy dotyczące męskości.

W szkole podstawowej połączonej z gimnazjum trwa długa przerwa. Najstarsi chłopcy biorą udział w grze polegającej na podskakiwaniu i uderzaniu czubkiem głowy w podwieszoną pod sufitem paździerzową płytę. Sędziują im umalowane gimnazjalistki. To zabawa dla „prawdziwych mężczyzn, tak samo jak palenie papierosów”. Marcin, tytułowy bohater sztuki, nie bierze w niej nigdy udziału. Jak zwykle bawi się samotnie w kącie szkolnego korytarza. W tym samym czasie jego mama siedzi u psychologa i zamartwia się o niego. Odkąd dwa lata temu zmarł jego ojciec, chłopiec ponoć nie ma żadnych kolegów, choć oczywiście opowiada swojej mamie o jakichś harcerskich zbiórkach, a także podaje imiona innych chłopców, o których istnieniu nikt poza nim nie słyszał. Mateusz Pakuła w swojej sztuce Marcin wieczny Artur łączy porządek obiektywny z subiektywnym. Z jednej strony wpuszcza nas do głowy tytułowego chłopca, w której możemy śledzić jego rozbudowane życie wewnętrzne, a z drugiej przedstawia perspektywę zatroskanej matki i niezbyt przyjaznej szkolnej rzeczywistości, w której ostatecznie dochodzi do tragedii. Jeden z gimnazjalistów podczas codziennej zabawy wbija sobie gwóźdź w głowę, a podejrzanym i przesłuchiwanym w tej sprawie staje się milczący Marcin wraz ze swoimi – istniejącymi lub nieistniejącymi – kolegami…

Sztuka Mateusza Pakuły to niezwykle intrygujący portret chłopca w okresie dojrzewania, w sposób luźny zbudowany na kanwie struktury opowieści O królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu. Siłą tekstu jest jego nieoczywisty wydźwięk. Autor nie staje po żadnej ze stron, a w zamian zdaje się dostrzegać w swoim bohaterze zarówno jego mocniejsze, jak i słabsze strony. Portretuje go z empatią, dostrzegając jego wyizolowanie, samotność, poczucie odrzucenia, jednocześnie nie upiększając jego trudniejszych czy wręcz negatywnych cech, takich jak: egotyzm, pogarda, a może nawet mania wielkości. Z tego połączenia powstaje szalenie autentyczna i wzruszająca opowieść o samotnym, dojrzewającym chłopcu, który marzy o zbudowaniu swojej własnej rakiety, żeby móc polecieć w poszukiwaniu Graala. Jednak na drodze do realizacji jego marzeń staje szara i przyziemna rzeczywistość.

Smutki tropików

Gatunek sztuki
Dramat
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
Mateusz Pakuła za swoją sztukę "Smutki tropików" otrzymał w 2014 roku Gdyńską Nagrodę Dramaturgiczną. Najbardziej prestiżową polską nagrodę dramaturgiczną, przyznawaną od 2008 roku.
Czas akcji
współcześnie
Miejsce akcji
nieokreślone
Prapremiera polska
08.12.2013, Teatr Łaźnia Nowa w Nowej Hucie w Krakowie, reż. Paweł Świątek

Punktem wyjścia i inspiracją do napisania dramatu było kanoniczne (a dziś już nieco leciwe) dzieło Clauda Lévi-Straussa Smutek tropików (fr. Tristes tropiques). Francuski antropolog w latach trzydziestych dwudziestego wieku badał w Brazylii kulturę rdzennych Amerykanów.  Kiedyś jego tekst był czytany jako głos przeciwko kolonializmowi, a przez współczesną krytykę odbierany jest nieraz jako kolonialistyczny właśnie. Tę niejednoznaczną i etycznie wątpliwą postawę człowieka Zachodu względem fascynujących go egzotycznych krajów i kultur Mateusz Pakuła portretuje w swoim dramacie. Od Lévi-Straussa zapożycza tytuł książki i tworzy opowieść o współczesnych nomadach – backpackersach – których życiowym celem jest podróż. Autor powołuje do życia szóstkę bezimiennych postaci, które snują opowieści o swoich turystycznych przygodach, przepełnionych ekstremalnymi doświadczeniami i historiami. W opowieściach miesza się więc bieda i przemoc dręcząca odwiedzane kraje z europejską pogonią za nowymi doznaniami. Bohaterowie Pakuły to swoiści miłośnicy dark tourismu (pl. ciemnej, mrocznej turystyki), który polega na odwiedzaniu miejsc dotkniętych śmiercią i wojną. W ofercie takie atrakcje jak: targi broni, konfrontacja z niedźwiedziami grizli, wyrafinowane tortury czy nawet pedofilskie gwałty. Jak sami mówią:

"Czarnobyl trochę jest ostatnio zbytnio oblegany prawie jak Auschwitz ale przeżycie ponoć zajebiste. Chciałbym do Fukuszimy no ale wiesz. Kurwa tam musi być naprawdę zajebiście. Ale prędzej pojadę do Rwandy albo do Bośni. Obozy Pol Pota są blisko i ponoć zajebiste. No zobaczymy jak będzie z kaską."

Smutki tropików to porażająca diagnoza otaczającej nas rzeczywistości, w tym współczesnych (być może mniej oczywistych) przejawów europejskiej dominacji i kolonializmu. Jej bohaterami są pożeracze „hardcorowego contentu”. Zawieszeni pomiędzy podróżowaniem a konsumowaniem dostarczanych im treści przez media czy internet. Złaknieni obrazów głodu, gwałtów, konfliktów wojennych. Mateusz Pakuła przy pomocy narzędzia storytellingu (pl. opowiadania historii) konstruuje swoistą społeczność europejskich nomadów, krzywe zwierciadło współczesnej rzeczywistości. Grupę wiecznie nienasyconych ludzi, dla których egzotyczna turystyka stała się pogonią za ekstremalnymi doznaniami. Pytanie, jakie braki, potrzeby i tęsknoty to podglądanie z bezpiecznego mimo wszystko dystansu – niczym zza prześwitujących europejskich firanek – im (a może również nam?) zaspokaja? Szukając odpowiedzi i sposobu na wyjście z tego apokaliptycznego impasu, Mateusz Pakuła w charakterystyczny dla siebie sposób ironizuje: 

"Są dwie opcje dwa takie wyjścia. Przeczytać całego Houellebecqa i zapaść się w ruchome ale dosyć płaskie piaski hipsterskiej rozpaczy. Albo masowo przejść na buddyzm i zostać seksi joginką."

Można oczywiście również po prostu zasunąć wspomniane już firanki.