język polskijęzyk angielski

Knutzon, Line

Knutzon, Line

Duńska aktorka i dramatopisarka, ur. w 1965 r. Przełom w jej karierze nastąpił w 1991 r., kiedy zadebiutowała sztuką Zadra w sercu, która zapewniła jej miejsce wśród najbardziej znaczących przedstawicieli nowej duńskiej dramaturgii i głosów Pokolenia X. Knutzon zderza dynamikę, komizm, czasami elementy niemal farsowe – z poetyckością, głosem wściekłości, absurdem, groteską, fragmentami baśniowymi i metaforami zaczerpniętymi z podświadomości. Autorka wypracowała specyficzną poetykę, jej pisarstwo bywa porównywane do twórczości Samuela Becketta. Sztuki Knutzon z powodzeniem są wystawiane w Danii i za granicą, były tłumaczone m.in. na język szwedzki, norweski, angielski, czeski, niemiecki, francuski.

Takich sztuk brakuje w polskich teatrach - pełnych polotu rodem z Latającego Cyrku Monty Pythona, a jednocześnie mających egzystencjalną osnowę.

Zadra w sercu

Tytuł oryginalny
Splinten i Hjertet
Tłumacz
Partyka, Paweł
Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
sztuka opublikowana w antologii "Kosmiczny lęk, albo dzień, w którym Brad Pitt został paranoikiem. Duńskie sztuki współczesne, Tom I"

Duńska autorka projektuje antyutopię, w której dochodzi do kryzysu modelu państwa opiekuńczego. Szansę na zdobycie pracy mają tylko ludzie „o sześciu palcach”, z kolei zasiłki są przyznawane jedynie trójpalczastym obywatelom. Już sam początek sztuki jest znamienny – Tynde trafia przypadkiem do domu Hynde, po tym jak ukradł dwie kanapki z pasztetem i musiał uciekać przed ekspedientką przepełnioną żądzą mordu.

Hynde otrzymuje od państwa tzw. Matkę w Szafie, model ABBERDAB 600. „Zastępcza matka” przynosi jednak więcej problemów niż korzyści – opróżnia kolejne butelki porto, kłóci się z lokatorami, odmawia jakiejkolwiek aktywności z powodu niezidentyfikowanego „defektu”. Sztukę można interpretować jako satyrę na wadliwość systemu świadczeń socjalnych, ale i jako paszkwil na ludzi negujących istnienie problemów społecznych (Matka kryje się w szafie z powodu swojego „defektu”, należy do warstwy wykluczonej, niewidzialnej; Tynde i Hynde widzą w niej jedynie pasożyta żerującego na lepiej sytuowanych).

"[...] To też bardzo sugestywny obraz działających na człowieka sił psychologicznych: macierzyństwo (martiarchat domowy) zamknięte w szafie, zepchnięte do podświadomości, niedoskonałe, nieodpowiedzialne – i ojcostwo (patriarchat społeczny) reprezentowany przez arbitralny, nieprzejrzysty system rządzenia. Wszystko odległe i niedające oparcia w życiu codziennym, tragikomiczne w swym ostatecznym wyrazie. To międzypokoleniowa gra bez możliwości zwyciężenia. Gra prowadząca do samotności i emocjonalnego zranienia, które tkwią niczym zadra w sercu."

− Justyna Zar Schabowska, posłowie antologii Szkoła fobii. Duńskie sztuki współczesne, Tom II

 

To jest to nowe

Tytuł oryginalny
Det Er Så Det Nye
Tłumacz
Partyka, Paweł
Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Szczegóły
Komedia absurdu

Na zewnątrz świat jest niebezpieczny: można złapać jęczmień, nabawić się „raka chłoniaków” albo narazić na atak zamieszkałych na gruszy złowrogich i bezlitosnych „siostrzeńców”. Poza tym na zewnątrz czyha nieokreślone, acz przerażające „to nowe”. Dlatego mieszkańcy kamienicy wolą obserwować świat z okna, pozostając w bezpiecznym schronieniu swoich czterech ścian. Jest ich troje, nie licząc gnieżdżących się w systemie rur i rozpleniających po kamienicy „depresyjnych buddystów”.

Poul i Pyssern są świetnie pasującą do tego bizarnego świata parą dobrotliwych dziwolągów. Poznali się podczas wichury, gdy „ludzie niesieni wiatrem zakreślali kółka w powietrzu” i wystraszona Pyssern natknęła się na wpatrzonego w ścianę Poula, proponując rozmowę. I tak od tego czasu rozmawiają, a ich dialogi – z pożytkiem dla dramatu – są spiętrzeniem humorystycznych absurdów. Para jest samowystarczalna. Dla uatrakcyjnienia codzienności próbują jednak wprowadzać jakieś ożywienie: raz będzie to pomysł (nieudany) na hafciarstwo, pływanie lub zadania matematyczne, innym razem powezmą heroiczną decyzję o wymyciu piętrzących się naczyń (co się skończy stertą stłuczonych talerzy), czasem związek odświeży zazdrość o przechodniów za oknem. Pojawiające się raz po raz chwile lęku rozładowują tańcem. Nad bezpieczeństwem kamienicy czuwa równie sumienny w swych obowiązkach co odklejony dozorca. Pan Pind żyje w trwodze, bo wyczytał, że w ciepłych krajach odnaleziono masowe groby okularników („to jest to nowe”). Stara się chronić siebie i swych lokatorów przed zagładą i depresją pleniącą się w postaci jęczących buddystów, których zamyka w pudełkach. Heroicznie rzuca wyzwanie gnębiącym świat siostrzeńcom.
Widmo „nowego”, które każdy z bohaterów wizualizuje sobie po swojemu (dla Poula będzie to np. handlowanie mięsem bez mięsa) jest czymś w rodzaju Pinterowskiego menace – wiecznie obecnym, wiszącym nad pozornie bezpiecznym światem nienazwanym zagrożeniem.

Czy ten świat uda się uratować? Czy podjęte przez Pinda heroiczne próby poskromienia siostrzeńców przyniosą jakiś skutek?  Za czym tęskni Pyssern i w jaki sposób Pan Pind zaspokoi tę tęsknotę?

Rzemieślnicy

Tytuł oryginalny
Håndværkerne
Tłumacz
Partyka, Paweł
Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn

Alice i Manfred zatrudniają ekipę do wyremontowania wymarzonego domu. W ich azylu zagnieżdża się grupa remontowa – robotnicy celowo opóźniają koniec remontu, panoszą się, dają „dobre” rady, jeden z nich jak gdyby nigdy nic zalega w małżeńskim łożu. Mieszkanie coraz bardziej przypomina ruinę. Tworzy się sytuacja prawie kafkowska – z domu nie ma ucieczki, a fachowcy zdają się rządzić lokatorami. W końcu miarka się przebrała. Prozaiczny remont staje się okrutną próbą sił.

Manfred, zdeterminowany i ogarnięty nagłym pożądaniem, chce się rzucić na łóżko razem z Alice, ale w sypialni natrafia na członkinię ekipy, Karolę. Wywiązuje się bójka, wskutek której Karola spada ze schodów… na złamanie karku. Dosłownie. Pierwsze morderstwo, choć nieplanowane, ułatwia dalszą coraz krwawszą wendetę. Kolejni fachowcy-uzurpatorzy giną utopieni w wiadrze z farbą czy wrzuceni do betoniarki. Nic nie może stanąć właścicielom na przeszkodzie w realizacji największego marzenia – wykończenia własnego domu, bodaj zalanego nieczystościami z kloaki.

Osobliwy zbiór postaci uzupełnia zaprzyjaźnione małżeństwo, Karol i Magrete (która radzi Manfredowi, by przeprowadził się „do siebie samego”, do swojego wnętrza) oraz zaborcza Matka głównego bohatera, kobieta z żyłką do biznesu. W jej finałowej przemowie zakończenie remontu zostaje przyrównane do jakże bolesnego i skomplikowanego porodu – choć może należałoby mówić o jeszcze nieostygniętym polu walki.

MATKA:

„Hallo! Hallo! Czy mogłabym prosić o chwilę uwagi! Myślę, że nadszedł czas, żeby wznieść toast za wspaniały dom Manfreda i Alice, którego remont w końcu się zakończył. Była to bardzo ciężka przeprawa, możemy porównać to do skomplikowanego porodu, oj, tu chyba posunęłam się za daleko, ale czy istnieje coś bardziej potwierdzającego życie, niż patrzeć na coś, co się rozwija, rośnie
i przyjmuje formę, tak jak to miało miejsce w tym domu, przez ostatnie miesiące. Manfredzie i Alice, musieliście dać sobie radę z tak wieloma strasznymi problemami, plączący się tu i ówdzie rzemieślnicy, wchodzący i wychodzący, ale z odrobiną pomocy i matczynej portmonetki udało wam się w końcu zakończyć remont waszego domu przez niesamowicie zdolną grupę niemieckich fachowców”.

 

Najpierw się przecież trzeba urodzić

Tytuł oryginalny
Først bliv’r man jo født
Tłumacz
Partyka, Paweł
Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn

W dość nadrealistyczny, montypythonowski sposób autorka kreuje szóstkę bohaterów, wchodzących ze sobą w różne romantyczne konstelacje. A wszystko zaczyna się od rozstania Alexa i Nymse. Knutzon z ogromną dozą absurdalnego humoru przygląda się skomplikowanym związkom. Jak mówi jeden z bohaterów: „tysiące rzeczy wplątuje się w życie człowieka” – i są to rzeczy nie do uniknięcia. Człowiek zostaje pochłonięty przez magmę codzienności, w której non stop konfrontuje się z innymi. Jednym z lejtmotywów sztuki są tkwiące w jednostce „łącza”. Część ludzi ma łącza poplątane, inne są „splątane z niewłaściwymi rzeczami i ludźmi”. Ale każdy marzy o tym, by zespolić się z drugą osobą na wieczność, a przynajmniej na dłużej niż na chwilę, i intensywniej niż „przez przypadek”.

Mimo że bohaterowie mają tysiące możliwości, boją się podjąć starania, żeby ich życie nabrało sensu. Zdają się na przypadek i dryfują sobie po powierzchni życia. Poznając siebie coraz bardziej, mają jednak odwagę przyznać się sami przed sobą, że wciąż o czymś marzą.

TUDEBERG: „No, no, malutka Nymse... już dobrze... nie wolno ci umrzeć... a to dlatego... […]  że najpierw się przecież trzeba urodzić. Tysiące łączy wplątuje się w życie człowieka – łączy nie do uniknięcia, tak to już jest, po prostu. I kiedy człowiek dorośleje i spotyka innych ludzi, z których każdy ma tysiące swoich własnych łączy, to... Jak się podejdzie za blisko – to te łącza zaczynają się splątywać ze sobą...”

Gitarzyści

Tytuł oryginalny
Guitaristerne
Tłumacz
Partyka, Paweł
Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn

Komedia skrząca się absurdalnym humorem, będącym znakiem rozpoznawczym duńskiej autorki. Grupa przyjaciół, tytułowych gitarzystów, gromadzi się pod domem przyjaciela, Johna Hansensa, który zmarł w niewyjaśnionych, wybitnie nierockandrollowych okolicznościach (wiemy tyle, że „zamieszany” był w to toster). Muzycy chcą ustalić listę utworów na podwórkowy koncert in memoriam. Już na samym początku znajomi pogrążają się w słownych utarczkach dotyczących błahostek. W chwilach powagi próbują układać mowy poświęcone zmarłemu koledze; patos zderza się z trywialnością, martyrologia godna ikon rocka – z grepsami. W pewnym sensie Gitarzyści są też satyrą na mechanizmy demokracji. Bohaterowie poddają każdą, nawet najdrobniejszą, decyzję głosowaniu, po krótkiej chwili i tak zapominając, za jaką opcją chcieli się opowiedzieć i dlaczego było to dla nich takie ważne. W rezultacie próba wspominkowego koncertu tkwi w martwym punkcie.

Kim, Grete, Hesselhud oraz Gregers to kuriozalna grupka ludzi, którzy ciągle stawiają na swoim i prowokują kłótnie – choć mimo wszystko stanowią zgrany team i nie mogą bez siebie żyć:

„ […] John nie lubił tego utworu. Uważał, że jest patetyczny. Ale dla nas, wykonawców i słuchaczy, którzy nadal żyją i będą się ze sobą męczyć jeszcze przez wiele lat, utwór ten stanowi pocieszenie i ukojenie. Jest żałosnym przypomnieniem, że niezależnie od wszystkiego, nie możemy się uwolnić od siebie nawzajem”.

Ostatecznie występ, mimo braku publiczności, dochodzi do skutku.  Zespół wykonuje serię piosenek, dzięki czemu potencjalny spektakl może przyjąć formułę koncertu.         

W repertuarze polskich teatrów brakuje podobnych sztuk – nietuzinkowych, wariackich, przepojonych żywiołem zabawy, a z drugiej strony nieco nihilistycznych; sztuk pełnych slapstickowo-punkowej (!) energii i zadziornego (momentami wisielczego, a momentami niemal fekalnego) humoru.

Powinienem iść do Svenda

Który jest moim najlepszym przyjacielem

Nie chciałem mieć ze sobą mojego ciała

Przecież śmierdziało potem

Teraz uciekło i zabrało ze sobą moją gitarę

Ale jak to jest możliwe

Że siedzę tu i gram bluesa

CHÓR

Jak to jest możliwe

Że siedzi tam i gra bluesa

Gdzie do diabła jest moje ciało

Jestem zgorzkniały, skołowany i zmieszany

Hesselhud szaleje z wściekłości. Rozbija swoją gitarę na kawałki.

Wkrótce nadejdzie ten czas

Tytuł oryginalny
Snart Kommer Tiden
Tłumacz
Partyka, Paweł
Gatunek sztuki
Komedia
Obsada kobiet
Obsada mężczyzn
Prapremiera polska
18.06.2016, Teatr Barakah, reż. Paweł Partyka

W centrum sztuki stoi małżeństwo upiorne w swojej przeciętności, żyjące w stanie wielomiesięcznej abstynencji seksualnej. Ona, Rebekka, całymi dniami robi na drutach ocieplacze na jajka. On, Hilbert, wiesza „różne rzeczy” na tablicy ogłoszeń. Chcieliby usiąść i podyskutować o ważkich sprawach jak normalni ludzie, ale nie mają żadnych poglądów. Pewnego dnia pada propozycja, że będą zamieniać się rolami skrajnych prawicowów i lewicowców. Bez skutku. Na zawsze pozostaną w idealnym, przeciętnym środku – czyli nigdzie.

„Hilbert: przecież Świat jest zupełnie obojętny, czy my tu, w takim czy innym pomieszczeniu, i takim czy innym grajdole siedzimy sobie i w niczym się nie zgadzamy.”

Małżeńską stagnację burzy pojawienie się gości: Johna (eksmęża Rebekki, wędkarza), Ody („dynamicznej dziewicy” zatrudnionej jako pomoc domowa) i Dziecko do Bicia (ich pociecha, która wyjechała na kolonie i wróciła do domu jako dorosły człowiek). Życie minęło bohaterom ot tak, bez sensu, treści, credo; piasek w klepsydrze nie tyle się przesypał z jednej komory do drugiej, co całkiem rozsypał.

Ale utwór Line Knutzon nie jest dramatem egzystencjalnym, lecz komedią w duchu Latającego Cyrku Monty Pythona, w której wszyscy wplątują się w dziwaczne romanse, układy, intrygi. Specyficzny humor duńskiej dramatopisarki znalazł wielu zwolenników – sztukę przetłumaczono między innymi na norweski, angielski, niemiecki i francuski.