Pracujący w dużej firmie portier – wieczny pechowiec, który nie jest nawet w stanie nagrać ostatniego pożegnania na automatyczną sekretarkę matki – decyduje się popełnić samobójstwo w miejscu pracy. Ostateczny krok przerywa wpadająca ni stąd ni zowąd atrakcyjna kobieta. Nazywa siebie Kobietą Finalną, bowiem każdy jej kolejny mężczyzna traci życie, a to z powodu wypadku, a to zawału. Kobieta ma dosyć ciągnących się za nią zgonów i, żeby przerwać złą passę, postanawia związać się z największym pechowcem w mieście. Google wskazuje jej Portiera, któremu oświadcza, że następnego dnia wprowadzi się do jego mieszkania, wezmą ślub i urządzą wesele.
Jak w każdej prawdziwej czarnej komedii, tak i tutaj trup ściele się gęsto. Pierwszym jest, jak się później okazuje, prezes Portiera, który, z zazdrości śledząc kobietę, poślizgnął się na zgniłym kiwi. Co zrobić z trupem? – zastanawia się histerycznie Portier. Inwencją wykazuje się Kobieta Finalna, która proponuje małą zamianę ról: ponieważ portier jest uderzająco podobny do prezesa, wystarczy że założy jego ubrania i spróbuje się wczuć w sytuację. Bycie prezesem nie jest jednak usłane różami – oznacza tuzin dzieci, co najmniej tyle zazdrosnych kochanek i mafię na karku. Portier odgrywa swoją rolę na tyle wiarygodnie, że w końcu pada ofiarą zazdrosnej Kobiety Finalnej. Co prawda ratuje go kuloodporna kamizelka, ale ostatecznie ginie przewracając się na zgniłym kiwi.
Dwie znakomite role komediowe!